top of page

BHU: Witajcie w podcastcie Black Hat ultra. W tym tygodniu zapraszam na spotkanie z Pawłem Żukiem, który ukończył bieg na dystansie 5000 km. Black Hat Ultra to podcast, w którym spotykam się z niezwykłymi osobami, które prowadzone pasją i ambicją pokonują swoje fizyczne i mentalne słabości, aby się rozwijać i realizować założone cele z uśmiechem na twarzy i w zgodzie ze sobą. Kilka tygodni temu Paweł Żuk po 49 dniach, sześciu godzinach, 27 minutach i dwóch sekundach, wpadł na metę na dystansie pięciu tysięcy kilometrów. Bieg odbywał się na pętli, a finalnie ukończyło go tylko 4 osoby. Paweł zajął drugie miejsce. Aby poznać lepiej Pawła i jego drogę biegową zapraszam do słuchania 18 odcinka Black Hat Ultra. Natomiast, w tym odcinku usłyszycie, z jakimi trudnościami zmagał się Paweł podczas tych 49 dni biegu, gdy codziennie pokonywał ponad 100 kilometrów, walcząc z kontuzjami i ciężkimi warunkami atmosferycznymi. Zanim przejdziemy do nagrania, chciałbym Was serdecznie namówić do przetestowania butów marki Altra. Na pewno już o nich słyszeliście. Paweł zresztą też biega w nich i biegł w nich ten bieg na 5 tysięcy kilometrów. Wspólne cechy wszystkich modeli to zerowy drop i bardzo dużo miejsca na palce. A wybór modeli jest na tyle duży, że w Altrach spokojnie będziecie w stanie pokonać każdy teren, od dyszki, przez Maratony górskie do długich Ultra. Mój ulubiony model to Olympus. I tylko szukam pretekstu aby właśnie w nich biegać najczęściej. Jestem mega dumny, że nawiązała współpracę z Altrą, bo bardzo lubię tę markę. Odkryłem ją dla siebie i cieszę się, że mogę wam teraz zaoferować 20% zniżki na te buty. Wystarczy tylko wejść na stronę tricentre.pl, i na dole strony pod linkiem twoje rabaty wpisać kod rabatowy: BlackHat. Szczegółowe informacje znajdziecie w opisie odcinka. Skoro tak dobrze nam idzie, to porozmawiajmy jeszcze chwilę o majtkach. Jesteście w szoku? No cóż, ja też wielokrotnie na biegach byłem w szoku jak można było nie pomyśleć o gaciach. Zanim zacząłem biegać ultra, byłem takim typowym gościem, który ubierze się w byle co i poleci zdobywać świat. No cóż, czasem warto pochylić się nad detalami. Pomogła mi w tym firma Saxx i od czasu, gdy założyłem ich majtki, nie chcę nawet myśleć o założeniu innej bielizny. Wszystko się trzyma tam gdzie powinno, a faceci wiedzą jakie to ważne. Dzisiaj mogę wam zaoferować 15% rabat. Wystarczy, że podczas rozliczania koszyka na stronie MeskaRzecz.com wpiszecie kod: BlackHat. Szczegółowe informacje znajdziecie w opisie odcinka. A teraz przejdźmy już do nagrania. W związku z sytuacją panującą na świecie, podcast też się zmienia i zdalna forma interakcji z moimi gośćmi, która kiedyś była dla mnie nie do pomyślenia. Przynajmniej na jakiś czas musi stać się standardem. Zapraszam Was do wysłuchania rozmowy, a jeśli chcecie zobaczyć nasze gadające głowy zapraszam również na YouTube na profil Black Hat Ultra. Przed Wami Paweł Żuk, pierwszy Polak, który przebiegł dystans pięciu tysięcy kilometrów. Posłuchajcie.

BHU: Paweł, sorry za te techniczne problemy.

PŻ: Dobrze, że udało się dojść do ładu. 

BHU: Przecieramy szlaki.

PŻ: Sytuacja tego wymaga, musimy stanąć na wysokości zadania, nawet sprzętowo.

BHU: Nawet sprzętowo. Wszystko dla naszych słuchaczy, którzy nie mogą się doczekać informacji od Ciebie co tam u ciebie słychać, jak się czujesz. I śledziliśmy oczywiście Twój profil facebookowy, także mniej więcej wiemy jak tam przebiegało to wyzwanie przebiegnięcia 5 tysięcy km, ale rozumiem, że to był tylko jakiś ułamek rzeczywistości. W każdym razie, Paweł przebiegłeś 5 tysięcy kilometrów w 49 dni, czyli to jest średnio jakieś 102 kilometry dziennie. 

PŻ: Ponad 100. 102 nie. 100 z grosikiem tak wychodzi średnia, bo tak 49 dni, 6 godzin, na 50 to wychodzi 100 z kawałeczkiem.

BHU: Powiedz mi, jak w ogóle się czujesz po osiągnięciu tego celu? Czym on dla Ciebie był tak naprawdę? 

PŻ: Takie pytanie właśnie, dlaczego 5 tysięcy? Skąd to się w ogóle wzięło? Troszeczkę się znamy, to wiesz, że to nie jest przypadkowy dystans. Wiesz że, to jest z góry od dawna obrana przeze mnie droga, którą się kieruje, biegową, i to był kolejny krok. Przemyślany, to nie była pochopna decyzja, to nie jest tak, że ja przeglądam kalendarz biegów i mówię sobie: dobra jest teraz kwiecień no to może sobie tam w lipcu coś przebiegnę. Ja tego typu biegi planuję przynajmniej z rocznym wyprzedzeniem. Wybór biegu jest z rocznym wyprzedzeniem, natomiast droga, całość mojego biegania już jest, mogę powiedzieć z góry ukierunkowana. Ja na przykład wiem do czego dążę i wiem na przykład czego chciałbym, w jakim miejscu chciałbym być za pięć lat. Tylko kwestia chociażby rzeczywistości, która nas otacza. Czyli widzisz jaką mamy sytuację teraz, no i wszystko trzeba zweryfikować. Podobnie jest w tym biegu na 5 tysięcy kilometrów. Też możemy sobie coś założyć, wręcz musimy coś założyć, przyjąć jakąś strategię. Natomiast, to jak będzie, no to wiesz [...]. 

BHU: To nikt tego nie wie.

PŻ: Możemy być najlepszymi biegaczami, możemy być najlepiej przygotowani, możemy mieć najlepszą strategię i najlepszy zespół, stajemy na starcie, po dwóch tygodniach okazuje się, że coś nie gra.

BHU: No dobrze, ale skoro to 5 tysięcy kilometrów to jest taka twoja droga, którą ty zauważyłeś, jakiś etap twojej podróży biegowej, to jak się czujesz po zakończeniu tego etapu i na ile ten etap był dla ciebie ważny? Czy to było po prostu jeden z kolejnych etapów czy był to bardzo istotny etap, po którym czujesz się dużo silniejszy niż na przykład po tysiącu mil, które robię w zeszłym roku?

PŻ: Powiem tak, że już 1000 mil rok temu czy półtora roku temu jak się przygotowywałem i myślałem nad tym biegiem, to już był dla mnie jakiś kosmos i mega wyzwanie. 5 tysięcy kilometrów ktoś może powiedzieć: no dobra przebiegł w dwa tygodnie 1000 mil, to jest raptem trzy razy więcej tylko. No biega tyle kilometrów, na pewno da radę. Kurcze, no nie? Ale to jest tak dla porównania, żeby to przybliżyć naszym słuchaczom bardziej, to porównanie pięciu kilometrów z maratonem, no to jest ogromna różnica, przyznaj sam. Pięć kilometrów a maraton, prawda? Czy dyszka do maratonu? Tak żeby było bardziej, no to jest cztery razy więcej. Zupełnie inny tok przygotowań, inne podejście mentalne, inne myślenie jest do dyszki, inaczej przygotowuje się i inaczej się wdrażasz, inaczej się nastawiasz na bieg maratoński. Podobnie jest i tutaj. 1000 mil to jest 1000 mil. Natomiast bieg na 5 tysięcy kilometrów to naprawdę długi okres czasu, dużo czasu poświęciłem na to żeby to sobie poukładać w głowie. No i oczywiście przygotować się fizycznie. Co mi dało to ukończenie tych pięciu tysięcy kilometrów? No powiem szczerze, że bardzo dużo dowiedziałem się o swoim organizmie, o wiele więcej niż niż myślałem, że wiem przed tym biegiem. Jeżeli chodzi o głowę, o psyche, tak, też były takie momenty które, nie zdarzają się w biegu maratońskim, nie zdarzały się w biegu na 1000 mil. Pewne sytuacje, które przytrafiły mi się w biegu na 5 tysięcy kilometrów. I, no wiem więcej. Wiem więcej. Ja w ogóle, oczywiście, większość biegaczy, jak nie wszyscy, powtarzają sobie tą maksymę, że doświadczenie jest bardzo ważne. Ale z każdym swoim biegiem, ja bardziej upewniam się, że to bardziej doświadczenie odgrywa wielką rolę. Oczywiście trening jest ważny, trening organizmu, trening odżywiania, suplementacji, itd. Tego jest mnóstwo, to są bardzo bardzo, ważne rzeczy. Dobór sprzętu itd. Niemniej jednak to doświadczenie, to obycie się z trasą, to przebywanie tych tysięcy kilometrów, w walce na trasie podczas wyzwania, to jest to, co nas kształtuje jako biegaczy ultra. Tak myślę. Czyli bardziej się przekonuje, że im więcej startów, tym gdy stajemy się lepszymi biegami, w sensie i naszych wyników sportowych i o tym co się dzieje w głowie. Musimy więcej startować żeby naprawdę, wiesz [...]. Trening treningiem, i to jak się przygotowujemy. Tak zresztą myślę, że to większość biegaczy się o tym przekonuje, że jak stajemy na starcie [...], Ja teraz niedługo będę miał biegł swój dwusetny maraton i ja za każdym razem jak staję na starcie czy to biegnę Zającuję na 4:0 czy 3:30, czy trzy łamie trójkę, to za każdym razem na starcie mam ciarki. [śmiech] Także wiesz, startowanie w zawodach, bycie z tymi ludźmi i stawianie sobie jakiegoś celu, właśnie czy to doprowadzenie jak największej liczby ludzi na dany czas, czyli bycie zającem, czy to stawianie swoich wewnętrznych wyzwań i staranie się im sprostać. Cały czas są ciary!

BHU: To niesamowite! Ważne dla ciebie jest to bieganie, co nie?

PŻ: No bardzo. Dlatego ja lubię startować, jak sam wiesz, jak już wspominałem niejednokrotnie, że mam około 25 - 30 biegów maratońskich ultra w roku. Bardzo to lubię! Bardzo to lubię, to mnie tak napędza, to mi daje tyle energii, takiej adrenaliny, że no coś niesamowitego.

BHU: No dobrze, to wiemy dużo startów pomaga nam w przygotowaniu do samego głównego startu. Pomaga nam w ustawieniu głowy, w zdobyciu doświadczenia, ale też jest trening. I opowiedz trochę, bo mówiłeś wcześniej w podcastcie, że nie masz trenera, że właściwie nie wyobrażasz sobie kto mógłby cię przygotować do takich długich startów, ale ty na pewno masz jakieś swoje założenia treningowe i opowiedz o tym jakie jednostki wykonujesz, jak sam podchodzisz i ustawiasz sobie ten trening i jak go realizujesz?

PŻ: No tak, nie mam trenera i nie za bardzo sobie wyobrażam kto mógłby mi do takich wyzwań poprowadzić. Niemniej jednak, takim substytutem [śmiech] w moim przypadku są częste rozmowy z ludźmi, którzy dokonywali już niesamowitych, biegowych rzeczy. Czyli często rozmawiam z ludźmi, którzy już przebiegli jakieś mega długie dystanse, czyli 3100 mil w Nowym Jorku, dzielą się ze mną swoim doświadczeniem i dla mnie to jest taki trener właśnie. Ci wszyscy ludzie, którzy dzielą się ze mną swoim doświadczeniem, których wypytuję o różne rzeczy, którzy dają mi pewne wskazówki. To jest mój trener właśnie, to jest mój trener. Czyli te wszystkie rozmowy, które odbywam z nimi, ta skarbnica wiedzy, którą przyswajam i później próbuję to przełożyć, powiedzmy sobie, na mój język ciała, czyli to, co jest mi potrzebne i próbuję później to realizować, wykorzystać w swoim bieganiu, to jest taka jedna kwestia. A druga, jak i ile biegam, tak? Czyli czy ja biegam dużo? Ja mogę powiedzieć, że nie biegam dużo. Może taka mała dygresja, poznałem na tym biegu na 5 tysięcy kilometrów pewnego szkockiego biegacza, jak się okazało to bardzo utytułowanego, wielokrotnego reprezentanta Wielkiej Brytanii na mistrzostwa Europy i świata w biegach dobowych. Wizytówką, chociaż niech będzie, taki jego Personal Best na 100 kilometrów, 7 godzin, 7 minut czy 857 kilometrów w biegu 6 dobowym, czyli o ponad sto kilometrów lepiej niż nasz rekord Polski. No i przegadałem z nim ładnych parę godzin. On startował dwukrotnie w biegu 3100 mil, czyli w takim biegu na 5 tysięcy kilometrów, prawie jak, w Nowym Jorku i podpytałem go o kilka rzeczy. On sam podzielił się swoim doświadczeniem z tych biegów długich i naprawdę niektóre moje wyobrażenia się potwierdziły, niektóre musiałem skorygować. Niemniej jednak wracając do tego zawodnika okazało się, że on stosunkowo też mało biegał, natomiast bardzo duży nacisk stawiał na siłę fizyczną. On miał dosyć specyficzny i ma dosyć specyficzną technikę biegu. Biega, wyobraź sobie, biegi po kilka tysięcy kilometrów w butach minimalistycznych, po betonie, czyli zero amortyzacji, ale on ma taką posuwistą technikę biegu, że on nie uderza, nie w wali, nie ma tego kroku, tylko tego zresztą co charakteryzuje ultrasów asfaltowych, że my nie biegamy jakoś wysoko, kolan nie podnosimy, nie zarzucamy tej nogi do tyłka. Jest taki posuwisty krok wymagający zużycia jak najmniejszej energii, którą trzeba zachować właśnie na tą długość, naszego biegu i on taką technikę dosyć charakterystyczną, specyficzną ma i biega w butach minimalistycznych. Jednak to co zwróciło moją uwagę to to, że biega stosunkowo mało objętościowo kilometrów, natomiast siła fizyczna to jest to, na co on stawia.

BHU: Co to znaczy mało kilometrów? W twoim przypadku i w jego przypadku. 

PŻ: No to jest jakieś 500 - 600 kilometrów miesięcznie. To takie wiesz, 500 - 500 z groszem. Tylko, że wiesz, to jest sam bieg, mówię, jeżeli chodzi o ten sam bieg, no bo w naszym przypadku właśnie dochodzi jeszcze ładnych kilka miesięcznie, bo ja mam nie tygodniowo, mam rozpisane z racji tego, że ja dużo startuję i z racji wielkiej ilości startów, muszę się też przemieszczać. Czyli automatycznie mi te dni [...], start mam w niedzielę, muszę wyjechać w piątek rano, w piątek już nie biegam, w sobotę nie biegam, także to tygodniowo nie da się zbytnio tak bardzo wyliczyć jaki to jest kilometraż. Natomiast liczę to miesięcznie. Także 500 - 600 kilometrów miesięcznie samego biegania co jest, jeżeli chodzi o np. takiego biegacza Ultra niedużym kilometrażem, bo wiem, że najlepsi ok. 900 i ponad tysiąc kilometrów, chociaż niektórzy uważają, że 1000, to już jest za dużo ale tak 900 kilometrów to jest taki dobry kilometraż żeby zrobić porządny wynik w biegu dobowym. Taki odnośnik, wiesz. Tak, że moje 500 - 600 to jest dosyć niewielkim kilometrażem. Natomiast do tego dochodzi jeszcze kilkanaście treningów rowerowych, w moim przypadku, w ciągu miesiąca. Kilkanaście treningów na siłowni, jakieś jeżeli uda mi się jeszcze wcisnąć, w to wszystko, jakiś basen i jakąś saunę, no to jest to rewelacyjnie. No tak jak wspomniałem już kiedyś i mówiłem nie rolluję się, nie rozciągam i takie rzeczy, no to troszeczkę tego czasu mam więcej na bieganie. 

BHU: Dobrze, a na siłowni jakie ćwiczenia wykonujesz? 

PŻ: Wszystko. 

BHU: I góra i dół ciała? 

PŻ: Tak, bo ja miałem kiedyś problem zaczynając biegi ultra długie jeszcze jak biegałem dwa razy Rzeźnika po górach i... Po górach więcej też biegałem, to miałem problemy z plecami. W sensie, że byłem młodym biegaczem ultra a rzucałem się już na długie dystanse. W górach to nie jest to samo co asfalt. W górach dystans 100 kilometrów możesz biec nie wiem ile 18 godzin, a na asfalcie, wiesz, 8 z groszem. Czyli 10 więcej godzin musisz tam przebywać, balansujesz całym ciałem. Podbiegi, zbiegi, podejścia, kijki i tak dalej. Musisz być ogólnie bardziej sprawny fizycznie. I ja miałem problemy z plecami po prostu. Ból pleców w odcinku lędzwiowym no bardzo dawał mi się we znaki. Dlatego jak chodzę na siłownię, to od jakiegoś już długiego okresu czasu, czyli powiedzmy sobie kilku lat, staram się wzmacniać brzuch i plecy. I ogólnie góra, bo, bo zauważyłem też na biegach długich właśnie szczególnie w sześcio dobówce miałem przyjemność poznać kilku znanych zawodników i widziałem jak oni są zbudowani, jak oni zbudowani przed biegiem, jak oni wyglądają fizycznie i później po prostu z tego jadą na tym biegu. No i nie narzekali, właśnie przez to, że byli dobrze zbudowani. W sensie, dobrze jak na biegacza, czyli tych mięśni troszeczkę było więcej, to co trzymało właśnie szkielet, plecy i siła z brzucha, ramiona. No wiesz sześć grup żeby dobry wynik zrobić właśnie w okolicach 800 - 900 kilometrów, trzeba tymi rękami cały czas machać. Czyli obręcz barkowa musi być też na tyle zbudowana. Zresztą to co się mówi też w maratonach często, że finisz biegniesz na rękach, czyli machasz tymi rękami strasznie, a jak machasz, to i noga też poleci Ci za tą ręką. No nie da się machać, a wiesz, a kroki w miejscu robić. Także, ta siła fizyczna ogólna jest moim zdaniem bardzo ważna, a jeżeli biegacz biegi ultra, mega długie, no to w moim przypadku, to się sprawdza. Przez chociażby, taki przykład, że w biegu na 5000 kilometrów nie miałem ani przez moment problemów z plecami.

BHU: To fajnie. A powiedz mi czy ty masz jakiś taki taki moment, w którym się zatrzymujesz z treningiem fizycznym? To znaczy, bo wiadomo, że mięśnie zaczynają ważyć w pewnym momencie i mogą przeszkadzać bieganiu. I czy ty masz jakiś taki np. zestaw ćwiczeń, który wiesz, że jak wykonujesz je sprawnie to w tym momencie się zatrzymujesz i już dalej nie pracujesz nad mięśniami, czy też robisz to wszystko tak, na takie jakieś wyczucie swoje. Jak do tego podchodzisz?

PŻ: To znaczy, też mam taką swoją metodę właśnie wypracowaną, że jeżeli wyciskam na klatę i wyciskam rekord swój, to znakiem tego, że już wystarczy [śmiech]. Także wiesz, no później już nie wchodzę troszeczkę z tych ciężarów, siłowni jest troszeczkę mniej, a wykorzystuje to właśnie na bieganie i rower. Skoro wiesz, czy podchodzę do jakiegoś tam, na jakiejś maszynie, czy właśnie na wyciskaniu sztangi i sobie macham 5 razy swoją życiówkę, to znakiem tego, że już jest OK w tym wszystkim. Także, przechodzę bardziej, odpuszczam już te ciężary, tylko robię je rzadziej, więcej serii właśnie, na niższych ciężarach, a więcej czasu poświęcam właśnie bieganiu, czego robić czy trenować.

BHU: A jeśli chodzi o trening biegowy? Są to głównie wybiegania prawdopodobnie [...].

PŻ: Oj i tutaj możesz się troszeczkę zdziwić, bo udaje mi się [...], taka moja metoda czyli 1 - 2 biegi maratońskie, czyli takie złamanie trójki raz - dwa razy do roku to jest taki mój wewnętrzny challenge, to jest takie, wiem, że jestem w dobrej formie, tej stabilnej. Natomiast biegam wszystko, bo ja co prawda chyba już od dawna nie poprawiłem jakiegoś wyniku na piątkę czy dychę, no ale przed biegiem 10 dobowym w Nowym Jorku zrobiłam swoją życiówkę na dychę - 36:11. Troszeczkę wcześniej albo później też zrobiłam na piątkę swoją życiówkę 17:40 coś. Także, te wyniki jeżeli chodzi o szybkość nie są takie złe. Przypominam, że wiesz, no ja od niedawna dopiero biegam i nie mam żadnej bazy w ogóle, ani szybkościowej, ani wiesz, zaczęłam jak mam 36 lat i ważyłem dużo, także próbuje coś z tego jeszcze organizmu swojego tam rozsądnie wycisnąć, że tak powiem. Niemniej jednak, jakaś ta szybkość jest, no skoro nie robię żadnego treningu pod maraton, nie nastawiam się żeby, nie wiem, jakoś wyśrubować te swoje 2:53, pobić np. zejść do 2:45. No trzeba troszeczkę pracy włożyć, jakiś tam specjalistyczny trening. No to jest oczywiste. Nie robię tego, niemniej jednak zawsze tą trójkę dwa razy do roku sobie łamie czyli trzymam taki swój poziom powiedzmy szybkościowy na tych krótszych dystansach. W maratonie też tę trójkę łamie, natomiast bardziej nacisk położyłem na te dłuższe wybiegania i trening głowy, właśnie, żeby żeby móc osiągać to co chcę idąc tą swoją drogą, którą sobie założyłem. Czyli nie 2:45 w maratonie, tylko 5 tysięcy albo i więcej.

BHU: No właśnie, a zastanawiam się do ilu maratonów rocznie podchodzisz z taką myślą: Ok. Dzisiaj łamie trójkę". Ile masz takich? 

PŻ: Jeden - dwa w roku. 

BHU: Jeden - dwa. I zawsze się to udaje, czy...? 

PŻ: Wiesz, z racji tego, że startuję co tydzień, to jeżeli pojadę na jakiś maraton i okaże się, że jest wielki wiatr, czego nie lubię. Dla mnie może padać deszcz, jak kropi, jak jeżeli kropli to już jest zupełnie bajka dla mnie. Nie ma problemu mogą być 1, 2 wiadukty, ale jeżeli jest 8, no to może być problem troszeczkę. I wiesz jeżeli widzę, że to nie jest ten dzień, no to za wszelką cenę tego nie robię. Nie robię. Za tydzień pojadę gdzieś do Gdańska na maraton i tam sobie tą trójeczkę złamię.

BHU: Czyli jak stajesz na starcie i czujesz, że to jest dobry dzień, to sobie mówisz: dobra dzisiaj cisnę trójeczkę. To jest w ogóle chyba świetna metoda w ogóle na łamanie trójki dla wszystkich amatorów. W sensie wiesz, ta trójka jest jakimś takim magicznym czasem, który każdy amator chce gdzieś tam złamać. I bardzo wiele osób, które startuje w maratonach raz, dwa razy do roku, tylko i wyłącznie to są tylko dwa maratony, jest im ciężko złamać tę trójkę, bo oni wiesz, trenują, bardzo intensywnie i potem nagle okazuje się, że im psycha siada po prostu na tych maratonach. A jak właśnie zastosować taką metodę jak ty stosujesz, czy biegasz. Ok, no może nie raz w tygodniu, ale żeby biegać te maratony często, nie wiem, 5 - 6 razy do roku. To w końcu stajesz na tym starcie, wszystko ci siądzie. Fajnie śniadanko zjadłeś, fajna jest pogoda, fajni znajomi, no to dzisiaj łamiemy. To jest chyba jakaś metoda?

PŻ: Ale zwróć uwagę, że ci zawodnicy, ci biegacze, którzy biegają 1 - 2 docelowe starty mają maratońskie, oni nie biegają sześciuset kilometrów miesięcznie i nie robią objętościowo innych rzeczy grzeszą. Takie bieganie maratonów to takiego przeciętnego powiedzmy sobie biegacza i przeciętnego człowieka, który się przygotowuje do maratonu i chce tą trójkę złamać, to myślę, że to by było za duże obciążenie dla niego.

BHU: Taki jak twój trening na pewno. To trzeba mentalnie podejść.

PŻ: Ale trzeba wejść w ten rytm. Tego biegania, tych maratonów tak dużo. To musi być coś co jest dla ciebie naturalne. Jadę na SMAK maraton na Kabaty i biegnę maraton w sobotę, maraton w niedzielę. Z nastawieniem takim, że pierwszy maraton biegnę z moją Natalią - łamiemy czwórkę. Drugi Maraton biegnę na 3:20. I wiesz, jest plan, jest dobry trening, jest ładne bieganie. Mam takie nastawienie, tak biegam i dla mnie to jest naturalne. Ktoś wychodzi sobie w sobotę robi jakiś tam trening interwałowy szybszy, pod maraton, jakieś kilometrówki czy coś. W niedzielę ma długie wybieganie 32 kilometry na przykład. No bo to jest trening właściwy pod maraton, żeby złamać tą trójkę. Ja mam troszeczkę inne cele, wiesz. Złamanie trójki no to jest piękna sprawa, czyli upewnia mnie, że ok jest, ta noga się kręci, łydka fajnie, świetnie się czuje, jest OK. Ale cele mam inne. Żebym ja mógł zrealizować swoje cele, to ja muszę mieć tych maratonów o wiele więcej. Wiadomo, że nie będę biegał po 100 kilometrów codziennie, bo wtedy efektu by nie było z tego, ale niemniej jednak ten trening wytrzymałościowy musi być realizowany. Ale jeszcze dokończę jedną rzecz, bo pytałeś mnie co więcej. Także są te jednostki szybsze. Ja biegam w tygodniu, staram się sześć razy biegać i robię wszystko. Ja zdaję sobie z tego sprawę, że muszę robić wszystko, czyli u mnie jest taki tradycyjny powiedzmy trening maratoński, czyli są podbiegi i są interwały są biegi z narastającą prędkością, są jednostki szybkościowe. Także, to nie jest tak, że ja tylko wychodzę i biegam sobie nie wiem, w tym tempie swoim komfortowym, no to jest tam 5:0 powiedzmy. Zawsze chcę biegać po 5:0. Wychodzę tutaj ze swoim kolegą, jeszcze w starych dobrych czasach, kiedy było można wychodzić, wychodzimy i umawiamy się na 20 tam sześć kilometrów po 5:0, a i tak średnia wyjdzie tam 4:45. No ale, no tak jest, że trening jest urozmaicony. Dodając do tego siłownię, rower i jakieś tam inne rzeczy, baseny, plus to różnorodne bieganie, zsumuje się to wszystko na przynajmniej, według mnie, na gotowość do podjęcia jakichś długich wyzwań biegowych.

BHU: Mówiłeś o wietrze i, że nie lubisz go bardzo, a w tej Grecji chyba troszkę tego było, prawda? 

PŻ: Oj i to najgorsza rzecz dla mnie jest. Nie wiem dlaczego. To chyba wynika to z tego, że ja zwracam uwagę na trening fizyczny. Jak mówiłem spędzam trochę tego czasu na siłowni. Niemniej jednak jestem wysokim gościem, bo te metr osiemdziesiąt trzy - cztery mam. Teraz jestem szczupły gościem, także no nie radzę sobie po prostu. Wiatr jest tą najgorszą rzeczą, która [...]. Nie potrafię po prostu, nie potrafię. Nie wiem czy powinienem bardziej wzmocnić nogi, bardziej się pochylać czy coś. Walczę, walczę, bo to nie jest tak, że zawsze odpuszczam, ale to jest najgorsza rzecz, której nie cierpię strasznie. Wolę, żeby były podbiegi i wolę żeby deszcz padał. Jeżeli już musiałbym wybierać może być już nawet słońce. Tych wszystkich plag, które mogą spotkać biegaczy, może być już nawet słońce. Jakoś będę tam, dam radę, ale nie wiatr.

BHU: Spoko. Powiedz co jeszcze w tej Grecji było takiego najgorszego, poza warunkami atmosferycznymi? 

PŻ: To znaczy wiesz, no nie było tam nic co by mnie zaskoczyło. Bo ja już tam biegłem czwarty raz, na różnych dystansach, także znam to miejsce, znam organizatorów, znam ich wizje podejścia do biegu. Także nic mnie tam nie zaskoczyło, oprócz tej pogody. Wiedziałem, że to jest czas greckiej zimy, także, spodziewałem się, że tak może być. Zresztą miałem tego próbkę rok wcześniej, przy biegu na 1000 mil. Wiedziałem, że będą deszcze, wiedziałem, że będą mocne wiatry. Niemniej jednak nie wiedziałem, że podczas [...] tak jak mamy całą książkę. Oczywiście Natalia analizowała wszystko, wszystko mamy spisane, to wyszło nam ponad 30 dni z mocnym wiatrem. I do tego jeszcze powiedzmy połowa tego, to czy 10 dni to było takich mocno deszczowych. 

BHU: To niesamowite, to trzy czwarte biegu.

PŻ: Tak, dokładnie. I to takie kolejne pytanie, które często mi niektórzy zadają: o czym myślałeś, itd. No o czym mogłem myśleć, jak tam była ciągła walka z pogodą. Także były fajne, dni były słoneczne, starałem się wtedy nagrać tą relację kilku minutową dla was i wyglądało to, że fajnie Paweł, kurde słoneczko piękne tutaj, mówi do nas żyje, biegnie, uśmiecha się, jest ok. Ale to były te kilka minut, takie okienko pogodowe. Ale niekiedy nagrywałem też i wieczorem i nagrywałem też w deszczu, żeby wam pokazać, że jest ogólnie to jest strasznie. No kurcze jest cały czas walka no. A te piękne słoneczne dni, które były, no to tylko, wiesz, tylko się rozkładać i łapać tą energię, wiesz, bo wiedziałeś, że jest dwa dni fajne, bo oczywiście serwisanci analizowali prognozę pogody, co kurcze no, tak analizowali tę pogodę, że u nas się wszystko sprawdzało. Po prostu byliśmy może nie co do godziny, ale każde dni wiedzieliśmy, że jutro po południu już będą wichury, będzie deszcz, kurde krew, śmierć, destruction. Tak że, trzeba troszeczkę więcej podgonić te 5 - 8 kilometrów, bo później będzie straszna walka. No i to się wszystko sprawdzało.

BHU: Słuchaj to jak było tak strasznie źle, to powiedz miło w ogóle wspominasz ten bieg? 

PŻ: Bardzo miło wspominam, dlatego, że udało mi się zrealizować mój plan. Czyli ja wiedziałem, że to nie będzie miłe, łatwe i przyjemne, że trzeba będzie strasznie walczyć. I tak sobie wiesz, tak sobie teraz myślę, już po zakończeniu tego biegu, że jakby pogoda była troszeczkę lepsza np. to kurcze to ja byłem całkiem fajny wynik tam zrobił, bo były takie momenty, że wydawało mi się, że nie dotykamy nogami tego betonu, tak mi się biegło fajnie. Także, kurczę jakby było więcej takich momentów, czyli więcej tych pozytywnych dni słonecznych, to kurcze by były nawet całkiem fajne wyniki. Cały czas sobie to wbijam do głowy, że mam straszny zapas jeszcze jeżeli chodzi o tego typu biegi, że wiesz, to sto parę kilometrów dziennie to jest fajnie. Limity minimalne organizatora na ukończenie to było 84 kilometry na dobę, trzeba było zrobić żeby ukończyć. Jak wiesz, tylko cztery osoby ukończyły, reszta nie. Jeśli te 84 kilometry na dobę to jest mega wyczyn. Ja robiłem po 100 km z grosikiem, natomiast żeby chyba zaatakować rekord świata to trzeba około stu kilkunastu kilometrów robić na dobę. 115 coś takiego. Petko Stelnik w biegu przez Stany, ustanowił rekord chyba 42 dni, 30 minut. Yyy... 42 dni, 6 godzin. To średnia mu wychodziła coś ponad 70 mil. Czyli właśnie tak ze sto kilkanaście kilometrów na dobę. Ja robiłem 100 z groszem, w ciężkich warunkach. On też pewnie miał ciężkie warunki, może nie aż tyle. Jeszcze jestem w trakcie analizowania tej jego trasy i tego jego wyczynu. Także, ja cały czas sobie analizuję to co zrobiliśmy, w jakich warunkach to zrobiliśmy i cały czas mam to przekonanie, że stać mnie na lepszy wynik, w lepszych warunkach.

BHU: Mega, mega mi to słyszeć. Myślę, że wszyscy się cieszą, bo to oznacza, że od ciebie jeszcze będzie bardzo wiele różnych emocji.

PŻ: No ja mam nadzieję, ja mam nadzieję, że sam sobie zgotuje kurczę fajne wyzwania i fajne emocje, fajne życie biegowe i fajnie będę się mógł z wami tym dzielić.

BHU: Słuchaj, a opowiedz jak w Grecji sprawa wyglądała z innymi biegaczami, czy poznałeś jakichś nowych biegaczy, których nie znałeś wcześniej? Jak relacje w ogóle z nimi wyglądały? 

PŻ: Fajnie było. Dlatego, że [...], trochę żałuję, że nie za zambialiśmy się z dystansami, no może nie z dobówką czy dwudobówką, bo oni bardzo szybko biegają. Niektórzy biegacze, którzy startowali na najwyższym poziomie światowym, że tak powiem i, ale przegrali z podbiegiem 300 metrowym, bo wyniki były fajne do 12 - 15-tej Godziny biegu. Niestety finalnie to chyba jedna osoba tylko 240 kilometrów przekroczyła albo nawet... Nie, nie pamiętam. Także dobówka i dwudobówka to nie, bo to są sprinterzy, ultra sprinterzy. Natomiast jakbyśmy mieli [...], więcej przebywali z ludźmi, którzy tam biegną trzy doby czy sześciodobówkę, to by było fajnie. Niemniej jednak biegliśmy z ludźmi, z tych mniejszych dystansów, którzy biegli na 1000 mil, na 2 tysiące kilometrów. Także, oprócz naszej grupy która biegła ten główny dystans pięciu tysięcy kilometrów byli też zawodnicy z tych krótszych - długich dystansów. Także, kilka osób nowych poznałem. Niemniej jednak większość znałem ze światowych tras biegowych, także nie były mi to jakieś osoby nieznajome. Jednak zawsze się spotykamy na tego typu biegach, to każdy się dzieli swoimi przygodami nowymi biegowymi, bo wiesz, nikt nie spoczywa na laurach. Tam cały czas ktoś sobie stawia jakieś nowe cele, jakieś nowe wyzwania. I wiesz, temu się uda, temu nie, ten popełnił taki błąd. Cały czas się dzielimy, kurcze w tym doświadczeniu. Słuchaj tutaj było tak, takie buty, tak pięknie się sprawdzały w biegu na 1000 kilometrów. Zobacz! Na 1000 mil już nie! Co jest?! I także, relacje były fajne. Ogólnie były relacje fajne, oprócz jednego zawodnika, który uważam, że przegrał z dystansem i po prostu bieg go pokonał po prostu. Tak mogę powiedzieć. 

BHU: W jakimś sensie? 

PŻ: No wiesz, to nie jest... Żeby nie było, że ja podważam wyniki biegu czy coś innego. Oczywiście wyniki są niepodważalne, oficjalne poszły w świat i koniec. Niemniej jednak uważam, że zwycięzca biegu na 5 tysięcy kilometrów, tak, pierwszy dotarł do linii mety jednak jest według mnie jedynym przegranym tego całego biegu, bo styl w jakim to zrobił... Powiem ci tak, że nie o to chodzi w bieganiu, nie o to chodzi w bieganiu. Czy to krótkim czy to długim, wygrywać za wszelką cenę po trupach, kłamać, oszukiwać innych, oszukiwać najbliższych. To nie. Tego byliśmy świadkami my wszyscy, inni biegacze, członkowie drużyn innych. Wiesz, moja Natalia zachowywała cały czas trzeźwość umysłu i tam dotarła do paru dokumentów. Jesteśmy np. w posiadaniu raportu medycznego z tego naszego biegu, okazało się, że lider aż pięciokrotnie unikał wizyty u lekarza, bo bał się, że lekarz może go wycofać na 12 czy 24 godziny, czy nawet dłużej, ponieważ zbliżał się do limitu wagowego, który go zdyskwalifikował lub jak się później okazało, bo wyobraź sobie, że nawet usunął ze znajomych mnie, Natalię i innych zawodników żebyśmy nie widzieli na Facebooku tego co on publikuje. Czyli tych swoich kontuzji, które jakby pokazał lekarzowi no to lekarz kazał bym mu po prostu zejść podleczyć to, a on nie stawiał się u lekarza, brał tonę prochów przeciwbólowych, które nie wiem czy mu zlasowały głowę i rozum w ogóle, nie wiem. Później zaczął oskarżać mnie, no bo ja byłem bezpośrednim jego zagrożeniem, bo jakby on zszedł na dobę, no to ja mógłbym go dogonić, przegonić i wielka tragedia by się stała jakby on nie wygrał. I zaczął oskarżać mnie, moich serwisantów o nie wiem... Na przykład o to, że moi serwisami biegają za mną i mnie pisma kierują. Wiesz, niedziela, 15:00, wzywa mnie organizator, że za takie oskarżenie padło z mojej strony, taki zarzut. No ja się pytam się ale kiedy, w którym momencie, jakieś dowody. No przecież wszyscy zawodnicy biegają, mówię, chodzicie tutaj, sędziujecie. Czy ktoś widział mnie, że tak... No nie, ale takie wpłynęło. Wiesz, wszelkie te zarzuty zostały odrzucone. To były czyste pomówienia. Organizator wiedział co się dzieje, wiedział jak się zachowuje ten zawodnik. Niemniej jednak miał też, że tak powiem, interes w tym żeby jak największa ilość zawodników ukończyła ten bieg, bo chce zorganizować za rok jako pierwszy na świecie bieg na 10 tysięcy kilometrów. Też na pętli i potrzebował finiszerów tego biegu na 5 tysięcy kilometrów w tej formule, bo to też był bieg, który został rozgrywany jako pierwszy raz na świecie. Potrzebował finiszerów, potrzebował potwierdzenia tego, że jest wszystko w porządku, i że się da. Także, po prostu wiedział o tym jak podchodzi lider do sprawy. Ja w ogóle jestem zdziwiony, że nie interweniował, że lekarz nie interweniował widząc, że mając tą rozpiskę... Patrz, mam taką roboczą wersję, tutaj ci pokażę, zeskanowaną. Wiesz, kto ile razy był, jakie są wyniki nasze. Jeżeli chodzi o tętno, puls, wagę itd. To wszystko mamy i jasno z tego wynika kiedy go nie było. Nie wiem, to było duże ryzyko. Ja jak miałem kontuzję, widziałeś, to wszyscy widzieli, były relacje, schodziłem na dwie doby, leczyłem, konsultowała to z lekarzem. Dobra, wracaj Paweł, ale najpierw pochodz, bo Achilles ważna rzecz itd. Itd. Stopniowo ruszaj się. On nie chodził. On po prostu nie chodził do lekarza. Biegał w dzień i się nie pokazywał organizatorowi, biegał po nocach. Garść proszków przeciwbólowych, czy innych tam zastrzyków brał i nie wiem, nie wiem... Zwrócił się do mnie np. "Paweł bo ty masz fajne ochraniacze przeciw deszczowe na nogi, a ja mam tak rozwalone stopy, mięso na wierzchu, że mnie to piecze, mam już zakażenie itd. Czy nie mógłbyś mi [...]". Moja Natalia mu z Polski przywiozła te ochraniacze, tam żeby chłopak mógł biegać, żeby mógł się wykąpać, bo nie mógł się nawet wykąpać, bo woda mu się dostawała do stóp. A on wiesz, 20 dni później poszedł, i pomówienia i szkalowania mojej drużyny. Dlatego mówię, no było kilka takich sytuacji. Dostałem nagrodę za dżentelmeńskie zachowanie się na trasie, za zachowanie się fair play w stosunku do innych zawodników i całości biegu. To świadczy o tym, że organizator widział jak ja biegłem i jak się zachowuje. Natomiast te jego pomówienia... Dlatego uważam, że tak, jest zwycięzcą, dotarł pierwszy na linię mety. Niemniej jednak przegrał z biegiem, przegrał z dystansem. Bieg go pokonał po prostu. I nie o to chodzi w tym bieganiu. Ja jeżeli miałbym wygrać w takim stylu to ja bym w ogóle nawet nie podchodził do takiego biegu. Uważał bym, że nie jestem przygotowany psychicznie w ogóle do takiej rywalizacji z samym sobą. Już nie mówiąc z innymi czy z dystansem. Ale pozostali zawodnicy - rewelacja. Pomagaliśmy sobie wspólnie, razem walczyliśmy. Każdy miał jakieś tam swoje problemy, każdy miał jakieś kryzysy. Wiesz, jest coś takiego: każdy wychodzi rano, po jakichś tam kilku godzinach biegu i wszyscy się witamy, wszyscy się przytulamy, życzymy sobie owocnego dnia, dobrego dobrego dnia itd. Wszyscy, oprócz niego oczywiście. Także, pozostali zawodnicy tak, jak najbardziej, ta walka, było widać, że oni wiedzą po co tam są. Wiedzą, że widać było, że są przygotowani, wiedzą ile będą musieli dać z siebie, jaka to będzie walka i każdy starał się mimo wszystko dzielić tym uśmiechem, dzielić dobrym słowem, dzielić się pozytywną energią. Oprócz niego oczywiście, ale to mówię, to już zostawiamy ten przypadek. Biegacze to jest przekrój różnych osobowości, tak jak w życiu. Dlatego mówię, reszta zawodników jak najbardziej - przyjaciele.

BHU: Super. A powiedz czy jest w ogóle możliwe oszukanie na dystansie na takim biegu? Czyli, że powiedzenie komuś, że się przebiegło pięć okrążeń więcej np.

PŻ: No nie, nie, nie, bo tam to było [...]. 

BHU: Każde okrążenie jest liczone.

PŻ: Atest i mieliśmy po dwa chipy. Także, wiesz, to nie było tak. To są maty które nas [...]. Dlatego to jest bieg, że tak powiem, no, atestowany. Najdłuższy bieg na świecie, na trasie atestowanej, dwie maty, wiesz, tak, że nie da się skrócić dystansu tej pętli, bo trzeba przebiec przez matę, która jest tam dalej wyznaczona na końcu pętli, drugą przebiec, to w naszym przypadku na stadionie mamy po dwa chipy w każdym bucie żeby w razie awarii jednego, żeby drugi odczytywał. Wszystko na bieżąco widzimy jak pracują nasze chipy co okrążenie, wszystko, były dwa monitory rzut. Także, no nie, nie [śmiech]. 

BHU: Czyli tutaj przynajmniej Rumun nie oszukał.

PŻ: Nie, nie. To wiesz ja nie brałem [...]. On ciężko walczył, on tak, on biegał bo był bardzo dobrze przygotowany. Walczył, dawał z siebie wszystko itd. Tylko, że no wykraczał poza regulamin. Nie o to chodzi, bo wiesz, walka walką, ale wiesz, no nie tak, nie w ten sposób.

BHU: A powiedz mi, bo widziałem, że mieliście chyba całkiem spoko warunki jako support. W sensie, mieliście jakiś pokój osobny, ty mogłeś namiot sobie gdzieś z boku postawić. Chyba wcześniej tak nie było?

PŻ: Wcześniej tak nie było, bo nie wiedzieliśmy na czym stoimy. Wcześniej przyjeżdżając nie znaliśmy tych warunków, aż tak dobrze. Nie znaliśmy aż tak dobrze organizatora, nie wiedzieliśmy na co sobie możemy pozwolić. Tak jak w bieganiu, tak samo i tutaj, czwarty raz jesteśmy w tym samym miejscu, czwarty raz startujemy pod skrzydłami tego organizatora. Wiemy jakie jest podejście jego, co możemy zrobić, czego się spodziewać. Dlatego polecieliśmy tam cztery doby wcześniej, chodziliśmy po tej hali, szukaliśmy w zakamarkach, w dziurach, wszędzie, najlepszego miejsca dla nas gdzie moglibyśmy rozbić naszą bazę. Braliśmy pod uwagę wszelkie rzeczy, czyli dostępność do Start linii, do naszej bazy na stadionie, dostępność do toalet, pryszniców, wielkość pomieszczenia, możliwość jego ogrzania, dostępność prądu. Wszystko, wszystko, bo to był bieg na 5000 kilometrów z limitem 60 dni i nocy. My żeśmy poprzeczkę sobie postawili wyżej, czyli chciałem ten bieg wraz z zespołem ukończyć w ciągu pięćdziesięciu dób. Poniżej 50 dób. No udało się to, ale żeby to się udało, to musieliśmy naprawdę logistycznie mieć dograne wszystko na takim poziomie żebyśmy nie musieli się martwić o te podstawowe rzeczy. Dlatego wiedzieliśmy co nam może zaoferować organizator czyli prawie nic. I wiedzieliśmy ile pracy musimy włożyć w to żeby tą bazę zorganizować w taki sposób żebyśmy mogli walczyć.

BHU: Ile osób łącznie supportowało cię na tym biegu?

PŻ: Z Polski mieliśmy support tak dobrany, że zawsze była jedna osoba przy mnie i ta osoba z zespołu zmieniała się co 8 - 10 dni. Czyli, przylatywał ktoś, był ze mną 10 dni, wracał do Polski, następna osoba już przylatywała i było kolejne 8 czy 10 dni. To jeżeli chodzi o ciągłość supportu właśnie z Polski. Natomiast, tam na miejscu jeszcze mamy naszych przyjaciół i. np. Arek i Agnieszka Popielowie dowiedzieli się, że biegnę, to później też praktycznie jedno z nich było cały czas przy mnie. Czyli bardzo, powiedzmy no może nie cały czas, ale bardzo często, wiele godzin spędzali albo jedno albo drugie przy mnie pomagając w supporcie plus jeszcze kilka osób, które tam pojawiały się bardzo często z różnymi smakołykami i z takimi po prostu będąc, po prostu pomagali w pracy zespołu. Czyli, cały praktycznie jedna, dwie, nieraz trzy osoby, było tak, że nawet sześć osób było przez kilka godzin, które cały czas mnie tam dopingowały. No chciały jak najlepiej po prostu, odwracały uwagę od od tej kiepskiej pogody, od bólu. To wszystko przekłada się, taka obecność osób, które się zna, osób bliskich, no pomaga w takim bieganiu. Także cały czas ktoś był przy mnie. Zresztą no nie było mowy o innym kontekście tej pracy, no bo ci, którzy nie mieli supportu lub ten support był bardzo kiepski, niedoświadczony, no to nie kończyli po prostu biegu. Tutaj naprawdę praca całej drużyny, w takim biegu jest bardzo ważna. Ja oczywiście znając swój poziom sportowy, biegowy, poziom wytrenowania oczywiście mogę powiedzieć, że dobra idę na minimum, chcę ukończyć bieg w limicie określonym przez organizatora czyli 60 dób, 84 kilometry. No to myślę, że ja to bym spokojnie, z uśmiechem na twarzy, wypoczęty, opalony skończył. Niemniej jednak chciałbym troszeczkę więcej coś pokazać, więcej coś sobie udowodnić i stąd ta poprzeczka podniesiona troszeczkę.

BHU: A jak mógł opowiedzieć jak wyglądał taki klasyczny dzień na biegu. O której godzinie wstawałeś, ile biegłeś, kiedy obiadek, kiedy masażyk. 

PŻ: Powiedzmy, że nic nas nie zaskoczyło i spróbowaliśmy sobie zrobić takie 100, 5 - 108 kilometrów, no to stawałem 4:15, za 4:50 już jestem wyrzucony na trasę biegu. Czyli wstaje 4:15, szybka toaleta. Support próbuje - pomaga mi się ubrać, czyli ubrania już wcześniej naszykowane, no to cała wiesz, całe procedury są wypracowane. Ubrania już wcześniej naszykowane, support wychodzi, patrzy czy prognoza pogody się sprawdza, taka jak była przed snem, czyli cztery godziny wcześniej, czy coś się zmieniło. Mamy przygotowane dwa komplety strojów jeżeli jest wszystko ok zakładamy tutaj, jem śniadanie, dostaję kawę w rękę i zostaje wypchnięty na trasę. Pierwsze dwa kilometry próbuję się wybudzić jakoś i później walka. Później już jest walka. Doba nam się zamykała o piętnastej, jednak jeszcze mam drugi odpoczynek, półtora godzinny w ciągu dnia. Czyli właśnie to było tak, żeśmy to dograli, że kończę po pierwszej, w zależności ile tam kilometrów brakuje do tej setki. Czy ponad setki. Uzyskuje ten wynik 105 i taki zakładany. Jeżeli to jest 1:15 to ok. Jeżeli to jest 1:45 to mam mniej czasu na odpoczynek. Wszystko w zależności od warunków atmosferycznych. Schodzę, szybki prysznic, szybki obiad, idę spać, bo po godzinie trzeciej już wychodzę, rozpoczynam kolejną dobę. Czyli ta przerwa popołudniowa była uzależniona od ilości, od kilometrażu, czy zmieściłem się w tych widełkach. Czyli, czy jest 101 km, 107 km, to ta przerwa była taka ruchoma. Jeżeli poszło mi lepiej, mam więcej kilometrów, więcej czasu np. zostało to mam 45 minut snu czy 55. Jeżeli muszę, bo warunki były bardzo źle, 101 kilometrów tylko zrobiłem i np. zostaje mi pół godziny na sen tylko. Prysznic plus obiad i rozebranie się, ubranie się, wtarcie maści, itd. Itd. No to w sumie, to półtorej godziny zajmowało. O 15:00 zostałem znowuż wypchnięty na trasę i zaczynam nową dobę, nowe kilometry i np. do obiadu, do godziny 20, do kolacji przepraszam, do godziny 20 oczywiście, w międzyczasie cały czas coś tam podjadam, coś jem, coś piję. Jednak te posiłki były tak co 3 godziny średnio, co 3 - 4 godziny. Jadłem jakiś taki treściwszy posiłek gorący. I wiesz, też musieliśmy wiedzieć co to za jaki dzień i jaki dzień tygodnia jest, czy jest lekarz np. bo musieliśmy przyjąć, że dobra lekarz jest od dwudziestej czyli czekał na swoją kolej, to znaczy jestem na trasie ale lekarz mnie wezwie, znowu pół godziny tracę na konsultacje lekarskie, na badania itd. Itd. To wszystko wiesz, serwis miał tak poukładane to wszystko, czyli te moje posiłki, te wyjścia każde, tam wiesz, coś bolało, na masaż to dobra to 20 minut, tutaj zmieniamy buty, bo tutaj pada, tutaj wiatr, tu się coś rozpruło, popruło, tutaj mnie coś uciska, trzeba zmienić buty, trzeba bardziej nasmarować, tutaj wkładki, tu podpiętki, tutaj to, siamto, tego. To wszystko serwis miał tak poukładane, żebym ja mógł te sto kilometrów zakładane na dobę wybiegać. Czyli, takimi, główne jak pytasz się o rozkład dnia, to było tak, że w nocy schodziłem około [...], też w zależności ile nabiegałem kilometrów, czyli około godziny 12.30 - 1:00 w zależności, właśnie, taka ruchoma pomiędzy powiedzmy północą a pierwszą schodziłem, później prysznic, masaż, maści, spanie. O pierwszej, po pierwszej się kładłem. Po 4:15 wstawiałem. Czyli takie trzy godziny snu żeby było. I później w ciągu dnia jeszcze pół godziny - godzina snu też. No w zależności też kilometrażowo i od pogody, ile tam wiesz, udało się wygospodarować. Dużo czasu też schodziło nam na takie czynności, wiesz, jak deszcz bardzo padał to nie raz było [...]. Trasa, niby pętla kilometrowa, ale powiem Ci, że pogoda przy hali jak wychodziłem mogła być zupełnie różna, a 500 metrów dalej wychodziliśmy tam pod górkę, mogło być zupełnie... Tutaj mogło być słonko i spokojniej. Wiesz, koszulka na ramiączka, a tam był tak strasznie duży wiatr, że trzeba było wiatrówkę - kurtkę zakładać, buffa naciągać, bo nic nie słyszałeś, aż cię uszy bolały od tego szumu, od tego wszystkiego. Także, no to ja uważam, że to było najgorsze miejsce w jakim można było zorganizować ten bieg na 5 tysięcy kilometrów na świecie. Tak chyba miałem nieraz takie wrażenie, że organizatorzy szukali i szukali, gdzie by tutaj można nas kurczę upodlić, zniszczyć. [śmiech]. 

BHU: A co ty myślisz o tym Nowym Jorku, tam gdzie z kolei jest upał duży. Co myślisz o tamtej trasie? 

PŻ: Tam z kolei, tak, bardzo duży upał i wilgotność też. Dosyć często pada deszcz. Przy dużej temperaturze tam też są skrajne warunki też. No też nie jest łatwo. To też nie jest łatwo. Ja nie wiem, to wszędzie te trasy nie są optymalne do takiego biegu. Wiadomo, że to jest tak duża rozpiętość czasowa takiego biegu, że na pewno są różne warunki i będą różne warunki pogodowe. Jednak w każdym, ja byłem w Nowym Jorku na biegu 10 osobowym i tam przez połowę czasu mieliśmy wiatry i deszcze, duże opady. Także, to już był taki mały zalążek tego co się może dziać przez dwa miesiące, 60 dni czy tam 50 dni, przez te 10 tylko tam. Także no ja wiem, że są biegi, że kiedyś trafi się taki bieg, że warunki będą bardzo fajne i wtedy będzie można nabiegać jakieś bardzo fajny wartościowo, sportowy wynik. Jak na razie to natrafiałem w tych swoich długich biegach jednak na takie warunki gdzie dominowała walka. Bo i w biegu 10 dobowym w Nowym Jorku, jak mówiłem, przez pięć dni no były wielkie opady i wielkie wiatry, też była niesamowita walka w biegu na 1000 mil w Grecji rok wcześniej miałem podobne warunki, jak teraz w biegu na 5 tysięcy kilometrów. No czyli ciężkie, czyli też te deszcze i wiatry. No niestety, nie trafiłem jeszcze na jakąś taką bardzo sprzyjającą pogodę dla siebie. Wiadomo, że wszyscy mówią no ale pogoda jest taka sama dla wszystkich zawodników. No ok, ale jak mówię nie wszyscy lubią deszcz, nie wszyscy lubią słońce czyli ja. Dla mnie akurat te warunki były mało komfortowe, na które trafiałem do tej pory.

BHU: Opowiedz jeszcze ile kalorii przyjmowałeś dziennie?

PŻ: Oj nie wiem tak dokładnie, ale dużo. 7 - 8 tysięcy chyba. Jakoś tak było z wyliczeń.

BHU: Tak się chciałem dopytać, jeszcze wrócić na chwilę do tego tematu supportowego.

PŻ: Nie mieliśmy tego wiesz, wyważonego tak dokładnie wszystkiego, gdyż no ja nie trzymam żadnych diet na co dzień i raczej polegamy na naszym doświadczeniu biegowym. Też mamy wiadomo podzielone suplementacje i ciepłe posiłki, to co lubię, to co się sprawdza w moim organizmie, to co mnie napędza, co daje mi energię. Wiemy, to już mamy mniej - więcej opracowane. Doświadczenia, prawda? Niemniej jednak nikt nie stoi tam z wagą i dokładnie tego nie wylicza. No bo to już trzeba byłoby mieć czterech pięciu ludzi w drużynie i jedna osoba by się musiała zajmować tylko i wyłącznie żywieniem. I przede wszystkim trzeba było to przećwiczyć przez lata żeby dojść do takiego poziomu żeby to miało sens po prostu.

BHU: Ale nie miałeś problemów z wagą? 

PŻ: Nie miałem, aczkolwiek dyskomfort był dosyć duży, no bo staraliśmy się, co potwierdza raport, trzymać tą bezpieczną granicę czyli 3 - 4 kilogramów powyżej limitu. A żeby to utrzymać, to musiałem jeść dodatkowo jakieś dwa posiłki dziennie więcej. Nie były to oczywiście obiady takie pełne jakie zamawiamy itd. Ale tak na co dzień, gdzieś w restauracji. Niemniej jednak czułem się troszeczkę. Trzy cztery kilogramy ponad ten limit jakbym miał kilogram - półtora to by było fajnie, to bym się czuł lepiej. Natomiast 4 - 4,5 było tak nieraz, że był duży wiatr, była kiepska pogoda, nabiegałem tylko 101 kilometrów a jadłem tak normalnie i po prostu czułem, że ta waga jest troszeczkę większa lub co później 76 z hakiem, 76,5 jak ważyłem, a mogłem 72 ważyć. Czyli 4,5 kg więcej. No to już tak wiesz, 4,5 kg no to jest dużo, to jest dużo. Dlatego nie dziwię się, że inni zawodnicy jak tam już schodzili do granic swoich możliwości, balansowali na tej granicy, to były takie wypadki właśnie zawodnika z numerem jeden, gdzie bał się, że go zdejmie lekarz podczas jednej z nielicznych wizyt swoich i wypijał przy nas dwa litry wody i 1 piwo żeby, wiesz, ponad 2 kilo się dociążyć tak szybciutko. [śmiech] 

BHU: Dobre metody. [śmiech]

PŻ: No każdy wiesz, mnie nie przyszło do głowy żeby pójść do organizatora i powiedzieć: kurcze, no słuchaj, zdyskwalifikujcie go, bo on tutaj 3 litry wypija wody z wiadra żeby się dociążyć. Nie no, kurcze, niech robi co chce. No skoro uważa, że to jest dobre, opracował taką technikę ze swoim supportem. I to się sprawdza u niego, to niech pije jak koń, ale to jest jego sprawa, no kurcze, ja nie wiem, nie znam się a tym bardziej no chodzić i podpierdzielić zawodnika. Nie, nie, to jest jakieś nie tak. Nie o to chodzi, nie o to chodzi.

BHU: Opowiedz Paweł trochę, bo miałeś dwie takie poważniejsze kontuzje podczas tego biegu. Pierwsza była gdzieś na początku [...] 

PŻ: Tak, pierwsza doba. 

BHU: [...] związana z cystą pod kolanem a potem Achilles. Opowiedz trochę jak walczyłeś z tym. 

PŻ: No ta pierwsza cysta Beckera, to jest troszeczkę, torbiel troszeczkę nas zaskoczyła, bo raz, że kilometraż był mały - czyli tam 148 kilometrów. Tylko, pierwszej doby gdzie wystartowaliśmy na świeżości i nie było jakiejś szaleńcze tempo, były te nasze przerwy zachowane, strategia była realizowana. Jednak ten lewoskręt nas dobił. Nie tylko nas, ale i wszyscy zawodnicy mieli problem ze stawem skokowym lewej nogi, stawem kolanowym lewej nogi i ten lewoskręt, te 90 i więcej stopniowe zakręty położyły nam nogi po prostu. Mnie się to objawiło się tą cystą. Nie miałam żadnych bólów w kolanie, nie czułem, że coś się dzieje jakiegoś tego, i nagle bach, pojawił się ten ból właśnie w okolicy z tyłu kolana, właśnie tam gdzie jest ta cysta, występuje. Później ona już była na tyle duża, że w którejś tam, nie wiem, trzeciej czy czwartej doby już miałem problemy ze zginaniem nawet w pełni nogi. No bo wiesz, ta cysta już była wielkości takiej pomarańczki fajnej, ale cały czas wiesz, realizowaliśmy plany. Cały czas pozostawałem na trasie, cały czas walczyłem o te kilometry. Natomiast moja drużyna walczyła o to żeby pozbyć się tej cysty, żeby ból był jak najmniejszy, żeby można było ten bieg dalej kontynuować. Oczywiście był lekarz, widział to też. Akurat miałem to szczęście, że jak byłem u lekarza to ta cysta była mniejsza. Powiedziałem, no że jest delikatnie ale więcej chodzę, oszczędzam się, tutaj działamy. Lekarz przyjął te wyjaśnienia za wystarczające, uznał, że to nie jest jakaś poważna kontuzja na tyle żeby mi dawać jakiegoś bana tam na kilka godzin, żeby się tym zajął, że mogę pozostawać na trasie jednocześnie to lecząc. No udało się, udało się to opanować, czyli tam maści, lód, opaski itd. Itd. Przyniosło to efekt taki, że po kilku dobach po prostu ta cysta wchłonęła się chyba, rozeszła się, no nie wiem jak to było rozmasowane, po prostu  zniknęła i ta ruchomość nogi lewej już nie była taka jak na początku. Niemniej jednak, no wiesz, na 100 parę kilometrów dziennie można było robić bez bólu. Także, wiesz, to, że ona tam wiesz, centymetr tam tej ruchomości było mniej przy wyprostowaniu w kolanie, no to nie rzutowało to na bieg. 

BHU: Nie, to jest w ogóle niezwykłe, że w ogóle jeszcze przy takiej kontuzji jesteś w stanie utrzymać taki dzienny kilometraż. To jest po prostu... 

PŻ: No wiesz, ból nie był na tyle duży żeby nie móc biec. Cały czas moja drużyna działała żeby się tego pozbyć, żeby mi ulżyć. Także no wiesz, no oni walczyli, stawali na głowie, próbowali różnych rzeczy, tych, które widzieliśmy, że mogą dać jakąś tam ulgę i jakiś efekt, także no walczyliśmy, to jest element tego typu biegu. No bo to nie jest tak jak kilku panów tutaj sugerowało, że 'Boże jedyny cysta Beckera to trzeba od razu nakłuwać, ściągać płyny, brać sterydy, pół roku leżeć i koniec'. No to nie. W moich biegach, które w mojej dyscyplinie sportu, to nie odbywa się w ten sposób! 

BHU: [śmiech] Ale wiesz, że to jest niesamowite. To nie jest takie super normalne, wiesz?

PŻ: No nie wiem, no w mojej dyscyplinie sportu to jest normalne.

BHU: To jest normalne. [śmiech]

PŻ: Jak widzisz, no była kontuzja, wyleczona, nie ma i biegnie się dalej. To nie jest tak, że Boże jedyny, bo cię boli kolano i jejku, od razu ortopeda, rehabilitacja, pół roku zwolnienia i ten. Nie no, w mojej dyscyplinie sportu się biegnie dalej, walczy się o dystans. Goni się tą metę i jest wiara głęboka w to, że no jest kontuzja, jest uraz, ale jest wiara głęboka w to, że to się da wyleczyć i nie będzie jakiejś trwałej kontuzji i uszczerbku no. W to trzeba wierzyć. No nie każda kontuzja, a wręcz no ja znam niewielu biegaczy, no pewnie są, tylko nawet teraz sobie nie przypomnę, że ktoś kto doznał jakiejś kontuzji nagle przestał biegać i koniec jego kariery. No nie znam takich ludzi. Mają mniejsze lub większe kontuzje, jakieś urazy. Leczą je i wracają do biegania. Tylko, że po dłuższym okresie czasu. No ja nie nie mam powodu żeby myśleć, że moje urazy nagle położą mnie zdrowotnie, wiesz, na amen. Nie wiem, biegam już tam jakiś okres czasu, poznaję swój organizm, wiem mniej więcej, staram się co będzie później na kolejnym przykładzie właśnie urazu z Achillesem. O tym powiem, że umiem już troszeczkę odróżnić kiedy ten uraz jest bardzo poważny, kiedy ten ból już jest naprawdę wielkim bólem i no nie wiem no leczymy biegniemy dalej. Teraz z kolei kolejne, przechodzimy tak do kolejnego tego urazu, który miał miejsce chyba w dwudziestej trzeciej dobie, to już była dwudziesta druga czy dwudziesta trzecia to już musiałem przerwać. To było tak, że nagle poczułem mocne ukłucie w Achillesie. Tylko, że tak jak już mówiłem wcześniej, że nie tak tuż nad piętą, czyli jakieś cztery centymetry, tylko troszeczkę wyżej jak się zaczyna już mięsień brzuchaty łydki. Troszeczkę, tak 10 centymetrów od pięty powiedzmy w górę. Mocne ukłucia w Achillesie. Oczywiście powiedziałem swojej drużynie co się dzieje z moją nogą, no i od razu zaczęliśmy działać. Rozmasowywania, maści, lód, jakieś tape'y, itd. Itd. Próbowaliśmy działać. Kurcze, nie było tego efektu, a ból był coraz większy. No i cały czas działaliśmy, tak jak w poprzedniej, pierwszej kontuzji. I bodajże na początku trzeciej doby, czyli zacząłem tą dobę o godzinie piętnastej, a o dwudziestej pierwszej przenosząc ciężar ciała na lewą nogę upadłem. Po prostu nie miałem oparcia w nodze, odebrało siły mojej nodze, w ogóle nie czułem... Przestała działać. Na krótki okres czasu przestała działać. Upadłem. Oczywiście, bo mieliśmy wszyscy telefony przy sobie na tej krótkiej pętli, no bo niektórzy słuchali muzykę, niektórzy tam ładowali power bankami, rozmawiali ze swoimi najbliższymi. Każdy miał jakiś sposób na walkę z głową, z dystansem. Wyciągnąłem telefon zadzwoniłem do swojej serwisantki, wtedy chyba to była Monika. Szybko przybiegła ze zmrażaczem itd. Ale to nie było 'to' już powiedziałem. Powoli już dotarło do mnie, do głowy, że jednak ten uraz jest na tyle poważny i te wszystkie rzeczy, które robiliśmy nie przyniosły skutku, że dotarło do mojej głowy, że jednak przerwa tutaj będzie niezbędna, żeby to podleczyć. Nie wiedziałem tylko jak długa to będzie przerwa i jak w końcu się dowlokłem tam do naszej bazy, usiadłem zdjąłem buta, zdjąłem skarpety, zobaczyłem, że płyn cały wylał się tam na okolice kostek itd. No to wiedziałem, łzy mi po prostu poleciały z oczu i wiedziałem, że to już nie będzie tak, że ja będę walczył o każdy kilometr, a serwis będzie leczył moją kontuzję. Wiedziałem, że będę musiał po prostu zejść z trasy i podjąć takie leczenie stacjonarne bez poruszania się. Oczywiście serwis od razu poszedł, poinformował o tym organizatora, że mam kontuzje. Lekarz miał być dopiero za dwie - trzy doby. Chyba jakoś tak. Także podjęliśmy decyzję, poinformowany został organizator, że nie będziemy tutaj ściągać lekarza specjalnie, będzie następna wizyta, że schodzimy z trasy, leczymy to, leczymy to ten uraz i będziemy starać się jak najszybciej wrócić na trasę. No i po dwóch dobach nieobecności, trzeciej była wizyta lekarska. Omówiłem z lekarzem to co mnie spotkało. Oczywiście z tą opuchlizną już żeśmy sobie poradzili, z tym bólem. Przez dwie doby nie chodziłem, też maści, rozmasowywania, okłady, buty z wysokim dropem, plus jeszcze podpiętki były, tak żeby po prostu ta ruchomość Achillesa była jak najmniejsza, no i uzgodniłem z lekarzem, że wychodzę na trasę i próbuję chodzić najpierw. No i trzeciej doby udało mi się wychodzić bez bólu 33 kilometry. Dystans tutaj nie miał znaczenia. Natomiast znaczenie było bardzo duże to, że nie było bólu. Czwartej doby już zaczynałem na pętli podbiegać po 100, 200 metrów i udało mi się już pokonać minimum organizatora czyli te 84 kilometry. No, a kolejnej doby, no to już było 109, tam 115 chyba kilometrów, już zaczynałem odrabiać, no bo wiesz, no jak nie było mnie dwie doby, tam jedna doba była 30 kilometrów, druga 33, później 80. To wiesz, cały czas poniżej setki, czyli poniżej tego naszego minimum, które zakładaliśmy. No musiałem już nie 100 kilometrów na dobę, tylko musiałem robić już 105, 108, żeby po prostu stopniowo, nie od razu, niedużo oczywiście mogłem. Skracamy przerwę nocną z 3 do 2 godzin. w dzień tam 15 minut tylko nogi do góry, ochlapać twarz i walczymy o kilometry. Tyle że, podejrzewam, że mógłbym się wykończyć, no bo wiesz, to była 24 doba biegu. Czyli nawet do połowy nie doszliśmy naszego zmagania. A biorąc pod uwagę, że już była ta cysta, już była wysypka, teraz ten Achilles doszedł do siebie, ale wiesz, doszedł. My mamy cały czas tą świadomość, że to są kontuzje i urazy, które są podleczone. Na tyle żeby można realizować strategię. Natomiast nie są to urazy wyleczone w pełni. Z tyłu głowy cały czas miałem, że może to wrócić. Szczególnie, że cały czas były te zakręty, zmieniliśmy już technikę biegu, w sensie, że biegałem tylko po prostych, wszystkie zakręty szedłem. Żeby ten staw skokowy nie odciążać, ten Achilles odciążyć, żeby był odciążony. Także, działaliśmy na różnych płaszczyznach, żeby po prostu dać organizmowi możliwość realizowania strategii, nie obciążając go w tych miejscach gdzie były te urazy. To wszystko wiesz, to wszystko było analizowane, wiesz decyzje nie były tak pochopnie podejmowane i sprawdzało się. Po prostu się sprawdzało na tyle, że wiesz, że już później do końca nie miałem problemu z tym Achillesa w ogóle. Straty zostały odrobione, wiesz, można było się tylko cieszyć. Tylko, jak ja mówię, można było tylko skupić się na walce z wiatrem i z deszczem. [śmiech]

BHU: A powiedz, jak teraz, jak się czujesz teraz w ogóle? W związku z tymi kontuzjami, bo mówiłeś, że je można tylko zaleczyć, więc...

PŻ: No tak, tak. Jak już ostatnie powiedzmy 10 dni biegu było na tyle komfortowe, że wiedziałem, że damy radę, bo już nawet jeżeli bym już w pewnym momencie serwis tak optymistycznie podchodził do sprawy, że nawet jakbym tam zszedł do 90 kilometrów czy coś takiego to i tak bym, dziewięćdziesięciu paru, to już nie musiałem po sto pare, mogłem 90 pare to i tak byśmy złamali te 50 dni. A czułem się dobrze. Czułem się dobrze, nie dopuszczałem do głowy, że może być tam jakaś awaria. Czy to fizyczna, czy tam wiesz, jakaś inna. Także, wiedziałem, po prostu czułem podświadomie, że dam radę. Na spokojnie, w pełnym luzie fizycznym i psychicznym ukończyłem ten bieg. Później zostaliśmy jeszcze kilka dni w Grecji żeby dojść do jako takiej sprawności. Po powrocie, praktycznie przez dwa tygodnie chodziłem do Medicare. Tam chłopaki próbowali doprowadzić mnie do jakiejś tam użyteczności. To znaczy, no wiesz, ja się czułem dobrze, nie miałem żadnej kontuzji, urazu i nie ma jednak, co mi doskwierało? Doskwierało mi to: senność. Czyli maksymalnie dwie godziny mogłem tylko pochodzić nogi się stawiały jak z waty. A później, wiesz, nogi jak z waty i później ciężkie strasznie. No i gdziekolwiek usiadłem to automatycznie przysypiałem, bo to wiesz, trzy godziny w ciągu nocy przez prawie dwa miesiące, to niedobór snu dla organizmu był przeogromny i jeszcze teraz mam [...], jestem na takim etapie, że kładę się dopiero około pierwszej w nocy, żeby móc przespać całą noc, bo jak kładę się wcześnie koło 23:00, to o tej 4 się i tak, i tak przebudzam przed 4. Także, jeszcze kładę się późno żeby móc przespać ciągiem to siedem godzin. W poprzednim tygodniu jeździłem już trochę na rowerze. W tym tygodniu próbowałem troszeczkę biegać. Jednak, ogólnie wszystko jest OK tylko czuję duży dyskomfort właśnie w miejscu gdzie miałem tą torbiel. Czyli ten uraz, który miałem, pierwsza kontuzja. Jeżeli chodzi o Achilles i staw skokowy jest wszystko OK. Nie czuję żadnego dyskomfortu, natomiast biegnąc sobie taką luźną piątkę, raz, drugi, trzeci, po prostu czuję, że zarówno pod kolanem troszeczkę i właśnie tą torbiel z tyłu, która była, czuję dosyć duży dyskomfort w poruszaniu się. No i jeszcze nogi są słabe. Po przebiegnięciu pięciu kilometrów po prostu moc zanika już. Także, no myślę, że potrzeba jeszcze troszeczkę czasu żebym się odbudował fizycznie. Czyli przydałby się ten basen, przydałby się siłownia. Ta namiastka ćwiczeń, które można robić w domu, to tylko namiastka. No ja bardziej, nawet po biegu na 1000 mil rok temu, bardziej się skupiłem właśnie na basenie, na siłowni i na ćwiczeniach wzmacniających ogólnie organizm. W tej chwili nie mogę tego robić. Co mogę robić w domu, tam jakieś delikatne rzeczy to robię. Z wyjściem na dwór też jest sytuacja jaka jest, czyli godzina dziennie gdzieś wychodzę troszeczkę właśnie na ten rower czy zrobić jakąś piątkę. Jednak cały czas jestem jeszcze bardzo słaby fizycznie i taka bezczynność... No wiesz, ja mam cały czas... Prowadzę tryb życia bardzo żywy. Czyli ja pracuję fizycznie, czyli zmianowo, czyli swój trening albo robię wcześnie rano albo po powrocie z pracy. Także, wiesz jest trening, później praca, cały czas jestem w ruchu i to jest dla mnie taka dobra forma egzystencji domowej. To co teraz się dzieje, to, że musimy pozostać w domu itd. Nie sprzyja ani odpoczynkowi fizycznemu, ani psychicznemu po takim biegu. Staram się robić co mogę, niemniej jednak wiem, że to jest troszeczkę mało. Także, kończy mi się teraz zwolnienie lekarskie, w poniedziałek jestem umówiony na wizytę u lekarza i chyba jeszcze będę miał przedłużone zwolnienie, bo nie czuję się na 8 godzin pracy fizycznej jeszcze, nie dałbym rady po prostu.

BHU: Zwłaszcza to co mi mówiłeś, że będziesz pracował z grupą innych osób [...].

PŻ: No to jest też taki aspekt. No nie wiem, ale o tym ja np. nie słyszę, żeby ktoś to rozważał taką sytuację. No tak, bo to tam gdzie ja pracuję, w tej strefie ekonomicznej oprócz mojej firmy, jest jeszcze mnóstwo innych firm gdzie pracuje na zmianie po sto kilkadziesiąt osób. I można. Ja to nie rozumiem, tutaj ograniczamy wyjścia do sklepu po kilka osób, w autobusie tam co drugie miejsce, itd. A zezwalamy, żeby ludzie chodzili, pracowali w grupie po 300. No to... Nie wiem o co tu chodzi. [śmiech] No to wiesz, każdy się stara, każdy ma jakieś pomysły na to. I bardzo dobrze i musimy respektować zarządzenia itd. Ale nie wszystkie te działania są kompatybilne i współgrają ze sobą. Takie mam wrażenie, ale no nie mnie o tym decydować.

BHU: Absolutnie. Tak, nie mieszajmy się tu w politykę. 

PŻ: Tak, Dokładnie, dokładnie.

BHU: Mamy jej na codzień za dużo, prawda? 

PŻ: Są od tego ludzie, wybieraliśmy albo i nie. Niech się tym zajmują. My jesteśmy od rozmowy i od biegania. 

BHU: Dokładnie. Jestem spokojny tutaj. Strefa wolna od wirusa ten podcast. 

PŻ: Tak. [śmiech]

BHU: Słuchaj, Paweł, dobrze. Opowiadałeś mi, że twój najbliższy start to będzie podwójny Spartathlon w listopadzie, razem z Łukaszem Saganem też będziecie startować. W sensie, nie w parze, tylko [śmiech].

PŻ: Oj to by było fajnie jakbym zaraz za Łukaszem wpadł na metę, to by było już marzenie. Ale nie na tym się skupiam, dla mnie to będzie i dla mojego zespołu to będzie kolejne doświadczenie zgoła inne niż biegi po pętli. Jak można powiedzieć, że jesteśmy w miarę dobrzym, zgranym zespołem jeżeli chodzi o strategię, o funkcjonowanie na pętlach, w biegach bardzo długich. To w biegach z punktu A do B nie mamy praktycznie żadnego doświadczenia a taki bieg kilkugodzinny - kilkunastogodzinny typu Podkarpacki, który mam z Natalią na swoim koncie już kilkukrotnie. Biegłem, no bo Natalia mnie wyciąga na te biegi górskie, jakieś tam Iron Runy czy tam inne jakieś tam maratony górskie. Żeby sobie pobiegać tam w Krynicy jakąś setkę czy coś. Nie wiem, tak patrzę w kalendarz, no mamy jakieś tam właśnie górskie biegi. W ubiegłym roku mieliśmy, i w tym roku mieliśmy zaplanowane.

BHU: Za którymi nie przepadasz, bo Ci kostki się skręcają. [śmiech]

PŻ: Nie przepadam za biegami górskimi dlatego, że no nie mogę porywalizować z chłopakami. Wiesz, jest tak, że kurczę, jak już ten bieg ma te kilkadziesiąt kilometrów, no to człowiek by tam wiesz, stanął na tym starcie i heja, i lecimy, i wiesz [...], ale co ja mogę 'Heyah!', jak ja krzywo stanę i już mam skręcony staw skokowy, to sobie mogę tylko pomarzyć. Natomiast biegnąc z Natalią jak widzę, że ona daje z siebie wszystko, czego na swoim poziomie, biega i biegnie i walczę. Ja mogę jej towarzyszyć, to dla mnie też jest mega fajny trening. No bo góry, góry dają wchodzi to jednak w nogi, wiesz te podejścia, to wszystko, te płaszczyzny różne biegu. Ja to bardzo, bardzo podziwiam górali. Kurcze, oni to są mega mocnymi facetami i dziewczynami oczywiście też. Naprawdę ta ich moc i kurczę, to zbieganie. Kurcze, jak oni się nie boją. Strasznie ich podziwiam. Naprawdę, naprawdę. A ja z siebie to wyciągam dla siebie właśnie to, dla mnie to jest mocny trening po prostu. Przed moimi biegami wiesz, czy to po piętach czy z punktu A do B. Dlatego, wracając do tego właśnie podwójnego Spartathlonu to będzie takie wyjście, moje i mojej drużyny na ulicę, jak ja to nazywam, no i zobaczenie jak będziemy się sprawdzać. Mobilnie, że tak powiem, w walce, nie do końca dystans mi odpowiada. Około 500 kilometrów to jest chyba najcięższy, najmniejszy dystans jaki może być bo już nie wiadomo jak to biegać. Tego się nie da pobiec. Nie nie odpoczywając [...].

BHU: Ani szybko ani wolno.

PŻ: [...] Tak nie da się. Trzeba się przespać czy tylko, ja nie mam doświadczenia nie wiem. czy. wiesz czy będę musiał, kilka razy po pół godziny spać czy np. nie wiem trzy razy po dwie godziny. Nie wiem nie mam pojęcia zupełnie jak do tego podejdziemy. Dlatego dystans jest mi zupełnie nieznany. Nie wiem, nie wiem jak to strategicznie rozegramy pewnie to będzie przypadek i będziemy się dużo uczyli.  Bardziej będziemy się skupiali na tym jak będziemy funkcjonowali w przestrzeni czyli jak będziemy sobie radzili z oznakowanie trasy, z zegarkiem, z trackiem. Jak będziemy rozwiązywali sprawy żywnościowe, odżywiania w trasie, gotowanie, butle to tam to. Mnóstwo różnych aspektów będzie takich, które będziemy dopiero pierwszy raz robili. Dlatego, będzie to dla nas duże doświadczenie,  no bo wiesz bo taki podwójny Spartathlon to jest taki mały krok do tego co chcielibyśmy robić w przyszłości czyli biegać. Jednak biegi na dystansach kilku tysięcy kilometrów. 

BHU: A to jeszcze zanim wrócimy do swoich planów to powiedz czy się nie obawiasz jednak podbiegów na tym Filipidesie. Tam troszkę tego jest. 

PŻ: Ale ja trenuję podbiegi [śmiech]. Może nie aż takie, ale nikt nie trenuje wiesz, szczególnie w Warszawie, na pewno taki zawodnik o takim doświadczeniu jak Łukasz ma o wiele lepiej niż ja. Z tego względu, że raz bieg dwukrotnie już bieg tego Filipidesa, jest bardzo dobrym góralem także wiesz, on strachu w oczach nie ma w ogóle. A ja nie mam strachu w oczach też w ogóle bo nie wiem co mnie tam spotka. 

BHU: Nie widzę przeszkód to biegnę.

PŻ: Pewnie, jak mówiłem wszystko się okaże się w praniu. Będę pierwsza nie będę podchodził do tego wyzwania ale wiesz jak to będzie jak to się wszystko ułoży, nie wiem, nie mam pojęcia. Wcześniej jeszcze tam jakieś mniejsze biegi pomniejsze, tam jakaś dobówka, gdzieś na jakieś mistrzostwa Czech może się pojedzie, powalczę. Ale to takie zwykłe, treningowe starty przed tym takim takim najważniejszym sprawdzianem podwójnym Filipidesem,  w tym roku.

BHU: Ja mam nadzieję, że też to kolano ci odpuści wkrótce, co nie?

PŻ: To nie jest tak że to jest jakiś straszny ból który nie pozwala mi biegać. Jeżeli bym chciał to bym wyszedł i był biegał tylko żeby po prostu czuję dyskomfort, a chciałbym mając na uwadze to że będę chciał biegać długo jeszcze więcej, także chciałabym po prostu podleczyć wszystko tak fest, po prostu. Być że tak powiem fair w stosunku do swojego organizmu. Oczekuję od niego bardzo dużo i staram się o niego dbać. Wiesz, to musi być tak jak ja mówię. Skoro rozmawiamy i współpracujemy ze swoim organizmem no to wiesz, on daje z siebie wszystko, no to my dajemy wszystko dla niego także coś za coś, bo później wiesz. Później powiesz sobie będziesz walczył w głowie z dystansem i będziesz oczekiwał od organizmu, że stanie na najwyższym swoim poziomie a on ci powie że słuchaj facet olałeś mnie tu i tu, zbagatelizowałeś moje sygnały i nie ma współpracy. Także, mógłbym biegać, może by to minęło, może nie. Sytuacja jest taka jaka jest także podjąłem decyzję, że jeszcze będę odpoczywał. Oczywiście będzie  jakaś aktywność fizyczna będzie ten rower będą jakieś krótkie truchciki ale wiesz trochę więcej dbania czyli jakiejś maści, coś tam będzie wcierane, coś będzie masowane. Tak żeby ten organizm doszedł do siebie w 100 procentach.

BHU: Fajnie mi się najbardziej podoba w Twoich planach to że takie 5 tysięcy na pętli to dla Ciebie gdzieś dopiero początek bo czytam dziś artykuł, że po pierwsze chcesz przebiec przez stany.

PŻ: No tak. 

BHU: A po drugie chcesz przebiec dookoła świata. To są fajne plany.

PŻ: Ja nie jestem pierwszym biegaczem, który ma takie marzenia i który chce tego dokonać już wielu ludzi.

BHU: Oczywiście dla nas ty jesteś najważniejszy.

PŻ: no okey [śmiech] fajnie, fajnie, dziekuję. Niemniej jednak mówię, powoli małymi kroczkami nie rzucam się od razu na jakąś tam głęboką wodę, sprawdzam się, sprawdzam swój organizm, swoją głowę na różnych płaszczyznach jak mówię jak rozmawialiśmy biegowych i wiesz odżywianie i sprzęt i psychika itd. Powoli powoli. Marzenia trzeba mieć, trzeba mieć jakieś cele no i wiesz, ja się skupiam nie na dwóch czterdziestu czy dwóch czterdziestu pięciu w maratonie, w najbliższym czasie, tylko skupiam się w najbliższym czasie żeby przebiec przez Stany i ukończyć ten bieg. No bo to jest więc u mnie najważniejsze jest takie jak jak jest realizacja celu maratończyka. Czyli zakładamy 202 45. Trenujemy, robimy wszystko i stajemy na starcie i walczymy o te dwa 45,tak samo u mnie celem jest przebiegnięcie przez Stany i wiesz i dobiegnięcie do mety. Czyli oczywiście w jak najlepszym sportowo czasie ale samo umówmy się że samo ukończenie takiego wyzwania to już jest wielkie zwycięstwo. 

BHU: I rozumiem że ten bieg Filipidesa jest gdzieś tam przygotowaniem pod te Stany.

PŻ: Tak tak, to ja nie jadę na ten bieg z jakimś tam założeniem że będę broń Boże walczył z Łukaszem i tak dalej bo uważam, że na tym etapie nie mam z Łukaszem najmniejszych szans, on ma o wiele większe doświadczenie i w ogóle. Ja dopiero to doświadczenie będę zdobywał. Cały czas jestem w kontakcie bo to jest mój bardzo dobry kolega.Dzwonimy do siebie udziela mi wszelkich wskazówek dzieli się ze mną tym doświadczeniem także mam nadzieję, że w pełni tam nie będę tak zupełnie zaskoczony tym co się będzie tam działo. Niemniej jednak mówię, no mamy  zupełnie inne cele z Łukaszem bo Łukasz chce po raz trzeci wygrać i tam zdobyć wielką Koronę. A ja chcę zdobyć jak najwięcej doświadczenia.

BHU: No tak bo te Stany to będzie głównie wyzwanie logistyczne prawda.

PŻ: No wiesz, takie biegi niosą za sobą ogromne koszty i ogromne wyzwanie dla całego zespołu. Umówmy się, że wiesz ja pracuję nad sobą, nad organizmem, nad taktyką. Natomiast cały zespół stara się zebrać to wszystko do kupy i zrobić to w taki sposób żeby to miało ręce i nogi. Naprawdę, już ten bieg stacjonarny na 5 tysięcy kilometrów w Atenach, wymagał od zespołu wiele pracy, dużo koncentracji. Natomiast miał taki bieg długi i z punktu A do B, to naprawdę jest mega wyzwanie.

BHU: No na maksa ja nie wiem czy słyszałeś ale rozmawiałem z supportu Patrycji Bereznowskiej i tam jasno dziewczyny mówiły, że ten support, słuchaj, na biegu 48 godzinnym gdyż jest tak ciężki, że one po prostu powiedziały że naprawdę nie chciały się wskazywać. Dopiero, twój zespół, który był 40 kilka dni.

PŻ: Tak, tak no bo wiesz, ja tak jak rozmawialiśmy, ja się budzę 4,15 to mój support wstaje o wiele wcześniej, ja się budzę, on się krząta, to już jest woda włączona gotowane ,śniadania robione itd itd. Jak ja idę spać o tej pierwszej to mój supportu ogarnia jeszcze tematy i kładzie się pierwsza 30 czy druga, także wiesz. To jest mega ciężka praca, dlatego ja bardzo doceniam i bardzo dziękuję swojemu zespołowi za to, że daliśmy wspólnie radę, bo to że ja dałem z siebie wszystko to jest jedno. To, że mój zespół też dawał z siebie wszystko i walczył, żeby to wszystko zebrać do kupy, to jest druga sprawa no i dlatego mówię że wspólnie dobiegliśmy do mety i wspólnie osiągnęliśmy ten sukces w biegu. Kolejne wyzwania to, wyzwania są dla mnie i wyzwania dla mojej drużyny.

BHU: No właśnie, drużyna podziela twoje ambicje pokonania Stanów Zjednoczonych. [śmiech].

PŻ: Wiesz, jeszcze nie wiemy jak to będzie rozegrane. Na pewno będziemy w dużej części bazować też na pomocy naszych przyjaciół, tam na miejscu, na pomocy Polonii. Także, umówmy się tak samo duże koszty  generowały bieg w Atenach. Po prostu ten przelot supportu i te zmiany supportu z Polski, także  w takiej formule by kosztowało nas jeszcze więcej bo bardzo dużo by nas kosztowały także ja nie wiem jak to będzie rozegrane czy to będzie tylko Natalia czy to czy ktoś będzie jeszcze z Polski więcej. Jakie to będą zmiany, kto będzie nas prowadził, nie wiem do połowy dystansu. Póżniej będą jakieś zmiany, no wiesz. Naprawdę ciężko mi jeszcze to ustalić. Jesteśmy w trakcie analizowania tych wyzwań przez innych zawodników, jak oni podchodzili do tej sprawy. W większości byli to Amerykanie im jest troszeczkę prościej bo mają tam znajomych biegaczy po całej trasie, jakoś to próbowali to spiąć. Dla nas jest wyzwaniem sama organizacja campera, kierowców na zmianę dwóch plus serwisanci. Dogranie tego wszystkiego to będzie graniczyło z cudem. To będzie już nasze zwycięstwo jak staniemy na starcie.

BHU: To prawda. Plus jeszcze jakiś sponsoring  na pewno musicie powalczyć.

PŻ: Jesteśmy na takim etapie, zresztą cały  nasz kraj, cały świat jest w tej chwili, myślimy o czymś innym, myślami jesteśmy gdzie indziej, także jakieś wewnętrzne Challenge, jakaś aktywność sportowa czy robienie rekordów w swoich własnych no, to wszystko jest odsuwa na plan dalszy. W tej chwili myślimy wszyscy o czymś innym i skupiamy się na walce z tym innym wrogiem. Natomiast tutaj oczywiście nie odpuszczamy naszych marzeń, bo one gdzieś tam są. Staramy się też dopisać pewne rzeczy myśleć o tym itd. Na razie czas nie sprzyja realizacji takim planom, na razie jest jak jest. Gdzieś tam sobie to układamy.

BHU:  Po cichu sobie planujesz.

PŻ:  Tak dokładnie, myślę o tym. U mnie w tego typu wyzwaniach, w tego typu biegach ważne jest oswajanie się z tą myślą, analiza i układanie sobie tego wszystkiego w głowie. To, że w tej chwili sytuacja na świecie jest jaka jest, nie pomaga zbytnio w tym wszystkim, niemniej jednak nie można siedzieć nadal na tyłku w domu i się zamartwiać Boże jedyny co to będzie, trzeba jakoś optymistycznie do tego wszystkiego podchodzić, że to się zaraz szybko skończy, że wszyscy staną na wysokości zadania, że każdy da z siebie dużo i jakoś z tego szybciutko wyjdziemy. Wtedy można będzie po prostu realizować jakieś tam pasje i po prostu wygrywać z przeciwnościami, w swojej wewnętrznej prywatnej walce.

BHU: Paweł powiedz, bo miałeś kilka dni temu live. Chciałem się ciebie spytać jakie pytania do ciebie najczęściej docierają i może chciałbyś teraz tutaj na łamach tego podcastu odpowiedzieć na kilka takich pytań powracających do ciebie.

PŻ: Oprócz takiego aspektu sportowego czyli czy jestem zadowolony z wyniku i czy jestem zadowolony z drugiego miejsca itd no to oczywiście tak jak odpowiadałem, tak bardzo jestem zadowolony. Nawet gdybym zajął piąte czy dziesiąte miejsce też bym odpowiedział, że jestem bardzo zadowolony ponieważ udało się zrealizować nasz plan a to było najważniejsze, żeby ten plan zrealizować, tę naszą strategię pomimo tych wszystkich przeciwności czyli mega ciężkiej pogody, kontuzji, urazów, jakiś tam potknięć z naszej strony. Udało się osiągnąć ten cel i to jest podstawa. Miejsce w takim biegu czy rywalizacja pomiędzy zawodnikami to jest taka drugorzędna sprawa.  Bo bo zwycięzcą jest każdy kto ukończy, zwróć uwagę, że samo dotarcie do tego miejsca gdzie może stanąć na starcie takiego wyzwania to już jest wielkie zwycięstwo, bo trzeba przejść naprawdę długą drogę,  żeby zdać sobie z tego sprawę, że chce się to zrobić, że jest się w stanie to zrobić, że się podoła takiemu wyzwaniu. Nie wszyscy, część biegaczy, część ludzi w ogóle nie rozumie dlaczego my biegamy takie dystanse i dlaczego to robimy, także nie wszyscy są na to gotowi, nie wszyscy chcą tego. Także ci co już porywają się, że tak powiem, na takie dystanse to już są zwycięzcami. Dotrzeć do tego etapu, że uważasz, że jestem gotowy żeby przebiec 5 tysięcy kilometrów to już jest bardzo dużo a dotrzeć do mety takiego wyzwania to już jest naprawdę mega zwycięstwo i  wielka rzecz. Tak, jestem bardzo zadowolony z tego co się wydarzyło na tym biegu, tak jak on przebiegał, ze strategii i z tego, że udało nam się razem powalczyć z przeciwnościami, z urazami, z pogodą. Wspólnie z zespołem daliśmy radę. Naprawdę, to nas w zupełności satysfakcjonuje.

BHU: Nie,  to jest ogromne osiągnięcie tak naprawdę.

PŻ:  Kolejne pytania były związane z tymi urazami, o których już tutaj poruszaliśmy. Ja jak to się działo, że tak szybko z tego wychodziłem. Pokrótce powiedziałem, że sam jestem troszeczkę zaskoczony. Mile oczywiście, że tak reagował mój organizm, że się udało tak szybciutko wiesz z tego wychodzić i realizować naszą taktykę. Także duże doświadczenie, duża wiedza na temat organizmu,  kolejne rozdziały do naszej książki, pod tytułem jak to zrobić. Zostały dodane i naprawdę wiedza nasza została poszerzona o pewne aspekty i to co się dzieje z moim organizmem jak reagować na te powstałe kontuzje urazy. Także wiemy o wiele więcej niż wiedzieliśmy przed tym biegiem. Były pytania o sprzęt też, jak to się stało, jak wytrzymywały buty. To, że ja wytrzymałem to wszyscy  wiedzą ale co ze sprzętem jakie dawały radę, to też wiesz no ja biegam od zawsze w ciuchach polskiej firmy NESSI Sports. Dla mnie to są dobre ubrania u mnie się sprawdzają bielizna, koszulki. Te podstawowe rzeczy skarpety które są najbliżej ciała wspaniale współpracują z moim organizmem. Także pozostaje już od kilku lat i współpracuję z tą firmą. Jest ok. Buty, no to baza była Altry oczywiście. Też lata na doświadczenie jeżeli chodzi o dobór obuwia, na różnego rodzaju dystansach, na różnego rodzaju nawierzchniach i głównie bazuje na Altrach. Oczywiście zabieram też buty z dropem. Jak się okazało w przypadku kontuzji Achillesa to one uratowały bieg bo musiałem podnieść tą piętę wysoko jeszcze plus właśnie, jak mówiłem, podpiętki  itd. Udało się wyjść z tego urazu. Oczywiście baza bazą i to co lubimy i to co jest dla nas najlepsze to stosujemy. Niemniej jednak zabieramy ze sobą też rzeczy, które teoretycznie nam nie podchodzą. A w takich długich biegach mogą się na pewnym etapie przydać. Czyli tak jak ja biegam z zerowym dropem w Altrach. Ale nie odżegnuje się i wiesz i zabieram też na biegi buty zdrowe.

BHU:  Czasami są niezbędne po prostu.

PŻ: Dokładnie, tak jak rozmawialiśmy to są bardzo długie biegi i wszystko może się przytrafić wszystko się może zdarzyć, tak jak mówiłem, te buty uratowały bieg. Co tam jeszcze. Odżywianie, to można książkę napisać. 

BHU: NA pewno. Nie piszesz książki?

PŻ: Wiesz, ja nie mam jeszcze o czym pisać. Zbyt krótko biegam, zbyt mało mam doświadczenie. Może jak już będę miał tych przygód biegowych bardzo dużo na swoim koncie, to może coś tam skrobnę. Bo coraz więcej ludzi przekonuje się i dociera do nich to, że bieganie nie kończy się na maratonie i że bieganie Ultra to nie tylko góry. Także wiele osób podpytuje, chciałoby spróbować. Pytają się o wszystko, o sprzęt, o taktykę, o koszta, o motywację. Jak będę miał o czym pisać to na pewno coś tam skrobnę. Mam nadzieję, że będzie to przydatne. Na razie na tym etapie uważam, że nie.

BHU: A powiedz a trenujesz jakieś osoby?

PŻ: Nie. Ja sam jestem specyficzną osobą jeżeli chodzi o podejście do biegania, nie mam trenera to już jest szok, nie realizuje planu, biegam po 30 maratonów na rok to szok.[śmiech] Poza tym, no wiesz, takie aspekty jak bieganie w dopasowanych butach na to się nie mieści jeszcze w głowie większości ludziom bo trzeba kupować o numer, dwa większe. To, że biegam w dopasowanych butach to jest szokiem dla niektórych biegaczy. Lekarze mówią, że stopy puchną i trzeba mieć buty o dwa numery za duże. Ja to wszystko rozumiem bo mnie też stopy pachną ale mi się stopy nie wydłużają podczas biegu. Dlatego nie rozumiem dlaczego trzeba mieć o dwa numery za duże buty? Skoro noga puchnie to  ok, ona puchnie.   Trzeba mieć przestrzeń dlatego Altry są niesamowitymi butami, bo tam tej tej przestrzeni na śródstopia na palce itd jest mnóstwo. Ale żeby o dwa numery za duże buty czy półtora kupować no to ja nie wiem. Być może są takie osoby, bo tak jak rozmawialiśmy  przekrój biegaczy jest strasznie duży, tak jak ludzi na świecie i każdy coś tam ma z tym swoim organizmem swojego specyficznego. Także dobór butów to jest naprawdę indywidualna bardzo sprawa niemniej jednak skoro trzymamy się tej definicji  to ja kupuję buty dopasowane bo dla mnie są najlepsze. Potwierdzeniem jest to, że w biegu na 5 tysięcy kilometrów moje stopy były OK. Nie miałem jakichś tam odcisków, nie miałem żadnych czarnych paznokci, paznokcie mi nie schodziły. 

BHU: Pod tym względem Altry są wyjątkowe absolutnie. 

PŻ: Moje podejście właśnie do sprzętu, do butów jest trafione, też metodą oczywiście prób i błędów bo ja też kupiłem kiedyś sobie buty o półtora numeru za duże, to miałem poobijane paznokcie, poobijane palce, odciski bo mi te stopa latała w tym bucie. I właśnie od tego miałem te urazy swoje. Ale to wiesz to są moje prywatne doświadczenia, ze sprzętem w tym przypadku z butami i wyciągnąłem takie wnioski stosuję je i jest ok. Ktoś jeszcze pytał odnośnie tego odżywiania pytał o suplementację, no to  współpracuje z jedną firmą - Clinuppsem, która mi dostarcza suplementów diety. I tak naprawdę oprócz tych posiłków które jadłem różnorodnych i takich jakichś moich tam zachcianek żywieniowych delikatnych, była cały czas suplementacja, którą mi rozpisała Natalia czyli cztery czy pięć razy na dobę brałem magnez, potas, żelazo, witaminę C. Jakiejś shake białkowe, szaliki białkowo węglowodanowe. To wszystko uzupełniało moją dietę żywieniową. I tylko raz miałem jakieś małe problemy z żołądkiem. Raz zwymiotowałem. Ale to było spowodowane tym ,że zbyt tłusto zjadłem.  Po prostu doszliśmy co było tego powodem co żeśmy zmienili i dlaczego mój organizm tak pierwszy zareagował. Ale oczywiście później nie eksperymentowaliśmy, nie powtarzaliśmy tego błędu, także wszystko było ok. I chyba trzeba to wszystko z takich podstawowych pytań  czyli sprzęt odżywianie, suplementacja, motywacja i plany.

BHU: Powiedziałeś o tym, że ludzie się ciebie pytają o czym myślisz jak biegnie ale tak naprawdę mówiłeś dużo o tym, że denerwowała się na te warunki atmosferyczne. Ale powiedz co robiłeś żeby sobie poprawiać nastrój czy starałeś się swoje myśli kierować w inną stronę czy np. wiem Natalia mi mówiła że np. słuchasz ostrej muzyki rockowej. Co jeszcze. Jakiego rodzaju patenty dla siebie stosuje żeby ulżyć swojej głowie.

PŻ: Muzykę tak jak najbardziej słuchałem. Tylko, że wiesz u mnie to jest tak, że godzinka nie dłużej bo muzyka też mnie męczy, to narzuca w pewien sposób muzyka tempo biegu. I jestem bardzo podatny właśnie na te kawałki, które bardzo lubię. One po prostu biorą górę nad bieganiem.Także staram się jak najmniej słuchać muzyki, niemniej jednak słucham tą godzinę, tej muzyki i takiej dla oczyszczenia głowy. Jak najbardziej ta pętla wbrew pozorom była bardzo fajną pętlą bo wybiegając zaraz z hali na wprost mieliśmy przepiękne góry, nad tymi górami i mnóstwo chmur i tam się działo niesamowite rzeczy tam były tam burze, pioruny. Te chmury się układały niesamowite kształty także  strasznie głowa i oczy odpoczywały. Biegając z hali od razu widziałeś taką różnorodność. 500 metrów dalej po nawrotce już patrzyłeś na zachód słońca na morze, to znaczy morza samego nie było widać. Jak dobrze się patrzyło było widać  maszty jachtów, statków i tam były zachody słońca właśnie nad tym morzem. Przepiękne kolory tam parokrotnie mój serwis zrobił mi bardzo fajne zdjęcia, które uważam że najfajniejsze były właśnie podczas tego tego zachodu słońca także było na co popatrzeć, w sensie takim, że ta pętla pętlą, jednak czuło się że jest przestrzeń taka, że coś się zmienia, coś się dzieje. Przede wszystkim to nie była monotonne bieganie po pętli jeszcze takiej małej, bo w ciągu dziesięciu maksymalnie minut jesteś z powrotem przy swojej bazie i coś tam się dzieje dajesz jakieś sygnały, coś trzeba zjeść, coś ustala itd. Cały czas coś się dzieje, cały czas serwis jest zajęty wykonywaniem jakichś tam poleceń, jakiejś pracy. Ja też jestem cały czas w kontakcie z tym i cały czas pracujemy, cały czas coś się dzieje, to nie jest tak, że wybiegamy w góry i następny przepak jest za 30 kilometrów, gdzie w górach może to być 6 i pół godziny, czy tam 8. Jest ta samotność wielokrotnie i tyle, tutaj cały czas się coś dzieje cały czas jakaś analiza, coś  działamy wiadomo jest większy kilometraż ten bieg jest troszeczkę szybszy niż górski. Także najgorsze moim zdaniem to były noce, kiedy już jest bardzo duże zmęczenie bardzo duża senność. I tutaj trzeba sobie tłumaczyć dlaczego to robimy. Dlaczego jesteśmy na tej trasie dlaczego tak strasznie wieje, pada a my staramy się na przekór wszystkiemu te kilometry nabijać, że tak powiem, do swojego licznika i ta właśnie motywacja i ta rozmowa ze sobą z organizmem, z głową. 

BHU: No właśnie jaki argument przedstawiasz, dlaczego warto to robić.

PŻ: A wiesz ja mam swój cel, ja mam swoją drogę biegową i wiesz, jak było ciepło, były takie momenty, że nie było momentu że chciałem zejść z trasy i powiedzieć, że nie może za rok albo coś takiego.  Ani przez moment taka myśl mi przez głowę nie przeszła. Natomiast miałem takie momenty głównie spowodowane nie tą monotonią, o której niektórzy mówią czy to jest pętla itd. Tylko miałem momenty spowodowane właśnie tą walką z pogodą, tymi strasznym i warunkami, że w głowie mi się pojawiła myśl dobra pójdę wcześniej godzinę spać przecież jak skończysz bieg w 52 dni to nic się nie stanie. No kurczę zgonisz na to, że były ciężkie warunki i troszeczkę plan się rozjechał, no bo były ciężkie warunki. No, ale  to był moment. Zjadłem coś fajnego porozmawiałem z serwisem gdzieś  te myśli złe zostały rozgonione. Założyłem słuchawki, wysłuchała dwóch jakiś fajnych piosenek czy twojego podcastu z wodą i jakoś te te myśli zostały odgonione i patrzyłem, na dobra jeszcze tylko 32 kilometry czyli dwie trzecie już mam przebiegnięte i jeszcze tylko 32 kilometry i będzie setka. Znowu plan jest zrobiony. 

BHU: Masz taki pozytywny stosunek do życia to ci chyba bardzo ułatwia tego typu rzeczy

PŻ:  Cały czas myślę, że cechuje mnie wiara. Wiara w ludzi, wiara w to, że są dobrzy. Wiara w to że bieganie jest dobre, także trzymam się takich  pozytywnych rzeczy.

BHU: Dziękuję ci serdecznie za rozmowę. Tym razem było wirtualnie ale mam nadzieję że to będzie stanowiła wartość dla naszych słuchaczy.

PŻ: Dziękuję, dziękuję bardzo za zaproszenie i możliwość podzielenia się wrażeniami z tego biegu.

BHU: Jasne, to my dziękujemy, że byłeś i poświęciłeś czas. Dzięki serdeczne. 

PŻ: Fajnie, dzięki cześć. 

BHU: Pozdrawiam Cię trzymaj się. Część do zobaczenia .

BHU: Jak Wam się podobało? Jakość dźwięku do zaakceptowania? Mam nadzieję, że tak. Bardzo mnie ciekawi jaką trasą Paweł Żuk zdecyduje się przebiec Stany Zjednoczone. Na stronie fastestknowntime.com jest zarejestrowany rekord Pita Kostelnika z 2016 roku, który biegł z San Francisco do Nowego Jorku i trasę o długości ponad trzech tysięcy mil pokonał w 42 dni biegnąc średnio 72 mile czyli 115 kilometrów dziennie. Biorąc pod uwagę zmieniające się warunki atmosferyczne i przewyższenia. Jest to nie lada wyczyn. Mam nadzieję, że Paweł Żuk porwie się na rekord na tej samej trasie i że będziemy świadkiem epickiej rywalizacji. Dziękuję Wam serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Zapraszam Was też do wysłuchania pozostałych 42 odcinków ultra historii. Jeśli podoba Wam się to co robię wspierajcie Podcast w mediach społecznościowych i umieszczajcie informacje o nim w relacjach, postach i na tablicach. Niech wieść niesie i słuchaczy przybywa. Im więcej słuchaczy tym większa szansa że Podcast będzie długo cieszył wasze uszy. Możecie również wesprzeć Podcast finansowo na patronite.pl/blackhatultra. Bardzo doceniam każdy wkład a najniższy próg wsparcia to tylko 5 złotych więc nie ma na co czekać. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka. W tej chwili Podcast na Patronite wspierają 33 osoby ale chciałbym wymienić nazwiska tych których wkład jest największy. Są to Przemysław Baranowski, Krzysztof Bednarz, Michał Janiak, Marcin Niedźwiecki, Andrzej Gąsiorowski, Jakub Korczyk, Przemysław Kozłowski, Marcin Stefaniak i Edyta Winnicka. Zapraszam was również do zakupów świetnych butów ultra i majtek dla mężczyzn Saxx. Wpisując kod promocyjny Black Hat, jest szansa na sporą zniżkę. Szczegółowe informacje znajdziecie w opisie odcinka. Ten odcinek podcastu Black Hat ultra przygotowali - Kamil Dąbkowski i prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof Pietrzak - transkrypcja i media społecznościowe. A autorem muzyki jest Audioriver.

BHU: A jeżeli jeszcze ktoś tu jest. 

BHU: Jeśli jeszcze ktoś mnie słucha? 

BHU: Jesteś tu? 

BHU: W obecnej sytuacji myślę, że medytacja jest tym bardziej tym czego potrzebujemy, więc zatrzymaj się na 30 sekund albo dłużej. To zależy od ciebie. Zamknij oczy. I poczuj swój oddech.

BHU: Tak po prostu. 

BHU: BUŻKA.

bottom of page